Pod koniec stycznia spotkałem się z chłopakami z Void of Echoes, którzy w zeszłym roku wydali debiutancką epkę "Entry Point", a której mieliśmy przyjemność patronować. Z gitarzystami Łukaszem Rokickim i Patrykiem Kocelem, wokalistą Mateuszem Bakierą i perkusistą Łukaszem Jakutowiczem rozmawiam o tym jak powstawał zespół oraz debiutancki materiał, o związkach z Nobility Stalk, inspiracjach i najbliższych planach koncertowych.
Lupus: Kiedyś była małpa, teraz jest wąż. Tak zacząłem swoją recenzję Waszej debiutanckiej płytki Entry Point. Nawiązując do wcześniejszego zespołu, trójki z Was, a mianowicie grupy Nobility Stalk, na której epce Tedium Vitae była właśnie małpa. Co zmieniło się od tamtego czasu, skąd ta zmiana, czy Void of Echoes to coś w rodzaju wersji rozwojowej, kontynuacji zespołu Nobility Stalk?
Łukasz Rokicki: Trochę tak, bo faktycznie, ja, Patryk i Marcin, którego akurat dzisiaj [podczas wywiadu – przyp. red.] nie ma z nami, pochodzimy z poprzedniego składu. Graliśmy rapcore/nu-metal przez kilka dobrych lat. Nagraliśmy EPkę, koncertowaliśmy i jakoś się układało, ale potem doszliśmy do wniosku, że chcemy grać inną muzykę. Część zespołu odpuściła już granie w takiej formie, ale my zostaliśmy i przyjęliśmy nowych członków. To było naturalne przeobrażenie. [śmiech]
Patryk Kocel: Koncepcje trochę się rozjechały. Niektórzy chcieli po prostu grać dla zabawy, spotykać się na próbach przy piwku. My natomiast bardziej skupiliśmy się na tworzeniu dobrej muzyki.
ŁR: Chcieliśmy też eksplorować inny rodzaj muzyki. Kiedyś po prostu graliśmy dla samego grania, ale potem zrozumieliśmy, że chcemy robić to, co naprawdę nas kręci. To się w naturalny sposób rozwinęło.
PK: Tak jak wspomniałeś, historia poprzedniego składu wpłynęła na naszą ewolucję. Duża część materiału na EPkę już powstawała wcześniej gdzieś w piwnicy.
Mateusz Bakiera: My jesteśmy właśnie z tej nowej fali opowieści.
L: Ale z pewnością macie coś więcej do dodania.
ŁR: Nie wiemy nawet, czy kojarzycie Nobility Stalk. Raczej tylko z naszych opowieści, prawda?
Łukasz Jakutowicz: Kojarzę gdzieś tam trochę Nobility Stalk. Znałem kogoś z tamtego zespołu, ale tak naprawdę nie słyszałem ich na żywo.
ŁR: Według mnie tamten okres był fajny. Ale teraz skupiamy się na przyszłości. Od małpy przerodziliśmy się w węża, prawda? Co będzie dalej? Czas wybrać inną formę istnienia.
L: Wydaje mi się, że tytuł Waszego krótkiego, zaledwie 27-minutowego materiału, jest dość przekorny. Z jednej strony stanowi właśnie początek, przedsmak czegoś nowego z Waszej strony, tego, co może nadejść, ale z drugiej strony mamy też właśnie tego węża, który wyraźnie nawiązuje do uroborosa, tego, który zjada swój własny ogon. Jak to jest z naszej perspektywy?
ŁR: Co do tytułu, mieliśmy parę dyskusji.
PK: Tytuły nie są naszą mocną stroną, myślę.
MB: wydaje, że to był pomysł Patryka z tym Entry Point
ŁR: Trudno było znaleźć we wszystkim spójny wątek. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na "Entry Point". Ktoś rzucił pomysł, a my stwierdziliśmy, dlaczego nie?
MB: Jakbyś na Discorda naszego wszedł, czy to byś pewnie zobaczył ścianę jakiś tytułów wygenerowanych przez AI albo przez nas. Różne komplikacje były czy tam kombinacje...
ŁR: Ale generalnie nazwa nawiązuje do właśnie punktu wyjścia. Nad okładką pracowaliśmy z grafikiem – Miłoszem.
L: Sam tytuł przypomina mi "Point of Entry" Judas Priest, choć gatunkowo to zupełnie inne rejony.
ŁR: Nie nawiązywaliśmy w żadnym wypadku do Judasów.
PK: Nie wiedziałem, że coś takiego istnieje.
ŁJ: To ciekawe porównanie, ale faktycznie nie jest to nawiązanie.
L: Pomówmy zatem o tym, jak powstawał materiał. Jednak zacznijmy to od samego początku. Jak w ogóle powstał Wasz nowy zespół Void of Echoes? Jeśli wcześniej coś już o tym powiedzieliście, to rozwinięcie genezę, skąd nazwa i właśnie jak powstawał materiał?
ŁR: Materiał, jak już wcześniej wspominaliśmy, zaczął kształtować się jeszcze w poprzednim składzie, ale te kawałki cały czas ewoluowały. Przerabialiśmy je mnóstwo razy, tworząc zupełnie nowy twór, które jest teraz przed Wami.
PK:
Początkowo dalej mieliśmy grać jako Nobility Stalk... ale kiedy
zauważyliśmy, że materiał zmierza w zupełnie innym kierunku, a
skład uległ zmianie, dalsze trzymanie się starej nazwy byłoby
dziwne.
ŁR: Zespół wtedy był też kojarzony trochę z innym środowiskiem, przecież graliśmy nu-metal, czy rapcore...
PK: Chcieliśmy po prostu odciąć się od tego.
ŁR: To był pewien rodzaj kontynuacji dla naszej trójki, która grała tam wcześniej, ale dla nowych chłopaków to zupełnie świeży i nowy projekt. Wiedzieliśmy, że możemy zacząć od zera. I wydaje mi się, że był to dobry krok.
MB: Ja na przykład właśnie dołączyłem w takim momencie, w którym sam właśnie szukałem ludzi do grania, różnych zespołów. Próbowałem dziesiątki razy z jakimiś losowymi ludźmi się spotykać. Tutaj jedno ogłoszenie nie odpowiadało, inne nie dawało rezultatów, pojawiały się spotkania tylko na jedną próbę. I nagle, jakby z nieba, trafiłem na Wasze ogłoszenie, czy to było Wasze?
PK: Tak, to było nasze ogłoszenie.
ŁR: Tak, wrzucaliśmy je do różnych trójmiejskich grup muzycznych. Szukaliśmy wszędzie.
MB: Więc z nieba spadła mi taka propozycja. Jeszcze graliśmy w innym miejscu i się spotkaliśmy po raz pierwszy, po raz drugi, a reszta to już historia. [śmiech]
L: Jednym słowem: zażarło...
ŁR: W sumie, kiedy to zażarło? Kiedy to było?
ŁR: Może półtora? Później mieliśmy trochę problemy z perkusistą, który pasowałby do naszej muzyki. Chcieliśmy to pchnąć do przodu, przestać grać już z perkusyjnymi podkładami i mieć cały skład . Wtedy właśnie pojawił się Łukasz, co nie? I to też w sumie z internetu.
PK: Z ogłoszeń. Z grupy jakiejś facebookowej.
ŁR: Odezwał się do nas, że fajnie było się spotkać więc zrobiliśmy to, pogadaliśmy i pograliśmy jeden raz, drugi, trzeci.
PK: To też chyba było nasze trzecie albo czwarte ogłoszenie na perkusistę.
ŁR: Tak, z perkusistami ogólnie jest duży problem, patrząc na styl muzyki jaki gramy. Jak jest jakiś dobry perkusista, to gra w już paru różnych składach i nie ma czasu na zabawę z innymi. Fajnie wyszło, ze jednak wpadliśmy na siebie. Możemy powiedzieć, że jesteśmy teraz full zestaw.
ŁR: Ale ten czas leci. Teraz zabieramy się trochę za koncertowanie i promowanie siebie.
Zdjęcie: Sylwia Bieńko |
L: Do koncertów dojdziemy za chwilę. O ile mnie pamięć nie myli, w notce prasowej, którą mi przysłaliście na początku, wspominaliście, że nagrywaliście z zagranicznymi producentami. Kogo mieliście na myśli i jak doszło do tej współpracy i jak ona przebiegała?
ŁR: To było tak, że szukaliśmy kogoś, kto robi miksy i tak dalej. Wybraliśmy tych, którzy nam się podobają za pośrednictwem Fivera, Produkcje robiło studio z Meksyku, a mikesm zajął się rumuński producent.
PK: W zasadzie zdecydowaliśmy się na poszukiwanie usług na Fiverze [Fiverr to izraelski międzynarodowy rynek internetowy oferujący usługi niezależne. Platforma Fiverr łączy freelancerów z osobami lub firmami chcącymi zatrudnić, zachęcając do świadczenia szerokiego zakresu usług na wolnym rynku – przyp. red.], ponieważ doszliśmy do wniosku, że jakość oferowana przez tanich inżynierów dźwięku (jeśli tak można ich nazwać) lub inżynierów miksowania po prostu nie spełniała naszych oczekiwań lub nie była wystarczająca. Z drugiej strony, te bardziej renomowane, które mogłyby nas zadowolić, wiązały się z wysokimi kosztami. Nie byliśmy pewni, czy chcemy przeznaczyć tak dużo środków na nasz pierwszy, może trochę eksperymentalny album.
ŁR: No tak, sumie nie wiedzieliśmy, w którą stronę to pójdzie. Na pewno nie chcieliśmy zrobić typowej demówki, która będzie brzmiała jak standardowy, słabej jakości album początkującego zespołu. Też przez to czegoś się nauczyliśmy, już mamy jakieś tam doświadczenia, wiemy co i jak.
PK: Swoje błędy też popełniliśmy.
ŁR: Też jesteśmy świadomi, że w Polsce jest dużo też producentów robiących, czy tam miksujących taką muzykę, ale spróbowaliśmy czegoś innego.
MB: Ta współpraca właśnie była taka też falowana, że czasami szło po prostu gładziutko jak masło, czasami szło po prostu jak krew w nosa.
PK: jeśli chodzi o produkcję, to myślę, że szło to fajnie. Myślę, że będziemy na pewno kontynuować współpracę na następnych wydaniach.
ŁR: Mamy cały czas kontakt z producentem. A miksy to zobaczymy jak to będzie dalej. Przy tej płycie chcieliśmy zrobić je u jednej osoby. Jak zaczęliśmy już u jednych, to cały album robimy jakby u nich. Nie chcieliśmy dzielić, że dwa kawałki będą zmiksowane z tym producentem, a inne z drugim...
MB: Żeby to było koherentne ze sobą.
ŁJ: Są jakieś punkty zaczepienia i wiemy co trzeba będzie poprawić w przyszłości.
ŁR: To jest nasz w sumie pierwszy album, więc to też tak, że to była trochę próba pokazania materiału. Sami byliśmy też ciekawi efektu końcowego.
L: Nobility Stalk chyba jednak mocniej zaglądało w stylistyce, jak sam to Łukasz zauważyłeś w kierunku nu- metalu, rap-coru. Void of Echoes nie stroni z kolei od innych kierunków stylistycznych, choć nadal jest dość mocno osadzony gatunkowo, chociaż poszliście bardziej w kierunku metalcore'u., może nawet dientu, czy modern metalu, deathcore'u. Czego słuchacie, co Was inspiruje, dlaczego to brzmi w ten sposób, a nie inaczej?
PK: Myślę, że tutaj każdy chyba oddzielnie powinien powiedzieć.
ŁR: Chyba to jest tak, że wszyscy słuchamy podobnych zespołów, ale też i bardzo różnych. To taki trochę miks.
[przytaknięcia]
ŁR: Metalcore lubimy chyba wszyscy. W zależności pewnie, jakie kapele i tak dalej, ale jednak to taki trzon, którego wszyscy słuchaliśmy. Grając w Nobility też lubiliśmy metalcore, ale bardziej szliśmy w stylu...
PK: w takim stylu, który dało się zagrać.
ŁR: Tak, w takim, który dało się zagrać na tamten czas.
L: Nowsza scena czy starsza scena?
PK: Ja na pewno nowsza.
ŁR: Ja się w ogóle tam wywodzę ze szkoły lat 2000 gdzie wychodziły jakieś pierwsze albumy corowe, to się człowiek jarał tym w ogóle, że wow, co to jest! Ja lubię takie w sumie klasyki corowe, ale później poszło to raz bardziej w progresywną, nowoczesną stronę, czasem jakiś tam właśnie djent, czasami deathcore'y.. W sumie do tej pory tak raczej jesteśmy otwarci na gatunki. Staramy się łączyć to wszystko. Trochę elektroniki, trochę breakdownów, trochę melodii też musi być... Raczej nie jesteśmy zwolennikami monotonii, żeby była np. sama melodia non stop.
ŁJ: I w drugą stronę, żeby nie było za dużo tak zwanego siekania...
PK: Też na pewno u nas inne gatunki wchodzą w grę, nie?
ŁR: Tak, tak. Mówiliśmy o tym corze, czy tam rapcorze, wcześniejszym nu-metalu, ale jest masa innych rzeczy
PK: Ja nawet z K-popu czerpię...
MB: Ja lubię się inspirować właśnie takimi na przykład nawet artystami typu Drake, czy The Weeknd, czy Travis Scott.
ŁR: Cały czas w sumie śledzimy ogólnie scenę muzyczną, nie tylko tą core'ową. Lubimy też popowe kawałki...
Okładka epki |
L: Siedem kawałków. Czemu tak mało? Czemu tak krótko? Co się za nimi kryje? Powiedzcie po prostu paru słowach o każdym z numerów.
L: Może być o każdym, może być ogólnie.
PK: Ogólnie zebraliśmy to, co robiliśmy wcześniej. Po naszym powstaniu nie mieliśmy od razu gotowego materiału, który byśmy stworzyli w pełnym składzie od początku. Po tym, jak się utworzyliśmy, to nie do końca jest taki materiał, który robiliśmy wtedy, że sformowaliśmy skład i dopiero zaczęliśmy go robić. Szkice tych piosenek mają po 5-6 lat, więc to bardziej w tą stronę. Zebraliśmy wszystko, co mieliśmy z takich rzeczy, że tak powiem przejściowych i powstało trochę taki ulep wszystkiego. Nie jest to bardzo jednolite, moim zdaniem.
ŁR: Ogólnie przez ten pierwszy album chcieliśmy po prostu się pokazać, że jesteśmy, że gramy taki rodzaj muzyki, że potrafimy zagra
raz tak, a raz zupełnie inaczej.
PK: Właśnie! Różne twarze. Tu o to głównie chodziło, żeby pokazać, że i możemy zagrać lekko, jak na Monopoly [of Me – przyp. red.] czy Toxicity. Możemy trochę mocniej. Tak praktycznie w 100% krzyczane, jak Dysphoria czy On The Floor. Znalazło się też miejsce na jedną taką bardzo eksperymentalną piosenkę – The Journalist
ŁR: Była najbardziej pokręcona ze wszystkich piosenek.
ŁR: Też mieliśmy dylemat, czy w ogóle ją dodawać do tych kawałków, ale stwierdziliśmy, że jak ją mamy i nie wydamy, to już nic z niej znowu nie będzie.
PK: Nie wiem czy siedem to mało utworów?
ŁR: Zakładaliśmy, że chcemy w sumie wydać EPkę... Wyszła z tego trochę taka EPka, trochę pełen album. Nazwijmy to po prostu pierwszym wydawnictwem, zaprezentowaniem siebie tak naprawdę.
PK: Powiedzmy, że mini-album. Bo nie jest to longplay...W przyszłości pewnie będzie gdzieś tam następny.
MB: Co do tekstów, to jakby każda piosenka, tak jak już wspominaliśmy, to raczej jest tak, że każda jest odklejona na swój sposób raczej od siebie. Ja przynajmniej nie mam takiej jeszcze zdolności, wizji całego albumu, żeby był właśnie w jednym, określonym stylu.. Żebym miał jakieś myśli przewodnie. Użyłem tego, co, co mi leżało na sercu, to co wydawało mi się głupie albo śmieszne, to o tym pisałem. Jest to też kompletne, ale każda piosenka to jednak inna bajka i historia.
ŁR: Po prostu to jest takie pokazanie nas, tego co mniej więcej gramy. Taka mała zajawka. Myślę, że z czasem będziemy klarować swój konkretniejszy styl.
PK: Tak, no teraz jak już jest pełny skład, no to gdzieś tam zaczniemy produkcję nowych rzeczy. Więc tak naprawdę gdzieś to dopiero się tak naprawdę wyklaruje z czasem.
ŁR: Już mamy tak niezły zarys jakby na następne tam rzeczy, ale tego jeszcze nie będziemy zdradzać.
L: Jeden z Waszych najbliższych występów ma odbyć się w ramach eliminacji do prestiżowego Bloodstock Festival. Jak się tam dostaliście? Jakie macie wobec tego występu swoje jakieś marzenia? I być może również do samego festiwalu oczekiwania?
ŁR: Dostaliśmy się dość typowo, jak to bywa przy takich konkursach: wysłaliśmy zgłoszenie.
PK: Inaczej raczej się nie da dostać.
ŁR: Wysłaliśmy i tak naprawdę wzięli nas do tych eliminacji. Zgłoszonych było na pewno ponad sto parę kapel, trzydzieści parę gra w tych eliminacjach. Po zgłoszeniu dostaliśmy wiadomość, mega się ucieszyliśmy, ogólnie fajna sprawa. Działamy na Pomorzu, ale jednak fajnie jest zagrać na jakimś zagranicznym festiwalu, co nie? Fajnie, że ktoś nas docenił i wziął do eliminacji, Nie wiem, czy mamy jakieś oczekiwania. Chcemy pokazać się jak najlepiej z naszej strony. Teraz próbujemy dograć wszystko na tip top i tam zagrać. A i ważna informacja, gramy w eliminacjach w Słupsku – nie w Gdańsku.
PK: Myślę, że z oczekiwań to fajnie będzie przejść pierwszy etap.
ŁR: Zobaczymy, nie mam jakichś wygórowanych marzeń. Wiadomo, że każdy z nas by chciał zagrać na Bloodstocku jako reprezentant Polski. Ale to wszystko z umiarem, nie? Jak się nie dostaniemy, jest okej. Jak się dostaniemy, to będzie super. Dla nas jest fajną frajdą, że tam zagramy.
PK: Szkoda, że nie w Gdańsku, tylko w Słupsku,
L: Przynajmniej trzy koncerty są też promowane przez Roadhog Booking.
ŁR: Tak, kojarzymy Roadhog właśnie za czasów Nobility. Graliśmy wpsólnie z Hope'em i właśnie on organizował te koncerty m.in. w Drugim Domie w Gdyni.
PK:: Dwa razy chyba graliśmy tak z Nobility.
ŁR: No, dwa razy tam graliśmy. Także Bloodstock, spoko, fajnie, znamy festiwal, lubimy. Nie byliśmy. Może będziemy. [śmiech]
ŁJ: Postaramy się zrobić, co o naszej mocy, żeby się dostać oczywiście.
ŁR: Te zespoły, z którymi gramy w Słupsku to znamy dobrze. Byliśmy na ich koncertach, znamy się i gadaliśmy nie raz.
MB: To jest taki zbiór tego środowiska po prostu, nie? Każdy zagra swoje.
ŁR: Tak, ale to już jak będzie jest po stronie jury, czy tam organizatora, kto przejdzie dalej zobaczymy, nie?
PK: Chociaż do Junon Kanyon aż daleko nam nie ma.
ŁR: No chyba bliżej niż do Sunday at 9.
PK: Na pewno. Jedziemy do Słupska i zapraszamy 25 lutego.
L: To gdzie jeszcze będzie można Was usłyszeć na żywo?
ŁR: Na razie mamy umówione 5 koncertów.
ŁJ: Najpierw w Torpedzie, 16 lutego, potem 17 lutego gramy... w Słupsku.
ŁR: Tak, w Słupsku, w Motor Rock Pubie.
PK: Następnie gramy w Eliminacjach na Bloodstock , czyli 25 lutego i też w Motor Rock Pubie. I potem chyba znowu... wracamy do Torpedy. Tak, 12 kwietnia w Torpedzie w Gdańsku i 17 maja w Olsztynie.
ŁR: Tak. No na razie mamy takie 5 koncertów, żeby się pokazać, trochę się rozruszać. Co będzie dalej zobaczymy. Też śledzimy na bieżąco przeglądy, konkursy. Planujemy na jesieni może coś tam bardziej swojego zrobić.
MB: Mamy też coś do wysłania po różnych tam właśnie festiwalach, konkursach.
ŁR: Próbujemy jakby z każdej strony... Bo też fajnie jest coś samemu zorganizować, fajnie się też pod kogoś podczepić, że zagramy z nimi, ale przeglądy też swoją drogą coś tam dają. Ten Bloodstock jest w sumie fajną rzeczą. Wcześniej wysłaliśmy też zgłoszenie na organizowane... co to było? Gdański Archipelag Kultury.
PK: To w ogóle śmiesznie wygląda.
ŁR: I wygraliśmy ten konkurs. W październiku zagraliśmy koncert, w sumie taki pierwszy nasz raz. Dostaliśmy nagrodę i zostaliśmy wyłonieni z kilkudziesięciu zespołów. Gdzieś tam jesteśmy doceniani, jesteśmy tego świadomi. Robimy swoje po prostu...
L:Jakie macie plany oprócz koncertowania? Czy są już pomysły na kolejny, być może dłuższy materiał?
PK: Dłuższy raczej nie. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o taki odbiór, żeby słuchacz po prostu chciał przesłuchać w ogóle wszystkie piosenki, to i tak ten materiał jest za długi, żeby przyciągnąć dużą ilość osób do wszystkich piosenek. Raczej myślę, że... w ogóle teraz zespoły idą w taką stronę, jak rozmawialiśmy z różnymi zespołami właśnie z naszego gatunku, to raczej mówią, że to nie ma sensu w ogóle wydawać albumów, że i tak nikt tego nie będzie słuchał, że raczej wszyscy idą w...
ŁR: …jakieś tam pojedyncze single, wydawanie takich krótkich rzeczy. Inwestowanie np. w klipy, a nie wydawanie w krążka mającego, powiedzmy, 13 kawałków, trwającego prawie godzinę. Co z tego, że będzie wydany ten album? Już czasami lepiej w pełni zrobić sobie promocję, jakieś tam nagranie z koncertu fajne czy coś, żeby gdzieś tam ktoś to zobaczył, zauważył po prostu...
PK: Myślę, że pójdziemy tak gdzieś pomiędzy, że wydamy jakąś taką może podobnie długościową...
ŁR: Tak naprawdę się okaże. W każdym razie już piszemy nowy materiał w sumie...
ŁR: Szkiców jest dużo, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tak teraz pierwszy raz w piątkę od zera tworzymy ten materiał.
MB: W planach już jest kilka fajnych rzeczy, więc...to wszystko jest jeszcze na razie w formie szkicu, ale...
PK: Jedną piosenkę już na koncertach gramy z nowego materiału.
ŁR: Tworzymy nowe rzeczy, a z drugiej strony chcemy też ograć się z tym materiałem, który wydaliśmy dwa/trzy miesiące temu. Trzeba go jeszcze troszeczkę pograć tak naprawdę, nie zamykamy się jeszcze na niego, nie odcinamy się. Gramy stary, robimy nowy, czasowo zobaczymy, jak to wyjdzie. Mam takie odczucie, że jednak mamy dobre tempo. Inne kapele wydają album i za trzy lata wydadzą znowu single albo coś. My mamy dużo zarysów, gramy te koncerty... Teraz w sumie taki gorący okres, ciągle coś się dzieje.
ŁR: Nie ma nudy, no. Jak nie wywiad, to... [śmiech] To gdzieś jakiś artykuł, jak nie artykuł, to gramy w salce i później znowu koncert.
L: Zbliżamy się do końca. Tak jakby ostatnie pytanie, które zadaję wszystkim polskim zespołom, które wzięło się do patronackiego albumu Gdynia 1988-2018, na którego okładce znajdował się trolejbus. Dokąd zawiezie Was trolejbus?
PK: Tak całkowicie szczerze, w którą stronę zmierzamy to ciężko powiedzieć, bo generalnie myślę, że naszym aktualnym celem jest dostanie się do tego przysłowiowego „odbiorcy metalcore'u w Polsce”. Mamy fajne wyświetlenia, ale widzimy, że nie dotarliśmy do tego, że tak powiem docelowego słuchacza na Spotify, gdzie zespoły tworzą swoją społeczność i robi się z tego trochę taka bańka, gdzie każdy ma tę samą grupę słuchaczy. U nas jest coś zupełnie innego, brakuje tej spójności, gdzie nasza muzyka przecina się z innymi. Gramy po prostu muzykę, która nam się podoba i której sami byśmy chcieli słuchać.
ŁR: Takie właśnie było założenie, żebyśmy grali, to co lubimy i co można też puścić w aucie i poniekąd nie będzie przy tym wstydu.
MB: Z odbiorcami to faktycznie jest tak, że to my musimy się pierwsi odezwać, żeby trafiło do kogoś kto słucha takiej muzyki w Polsce, że jest taki zespół z Gdańska.
ŁR: raczej tak jest, że my musimy wszystko bombardować żeby się pokazać. Wiemy, że to jest początek w sumie. Z drugiej strony też staramy się wspierać inne zespoły, słuchamy, lajkujemy... tak żeby jednak ten algorytm coś pokazywał.
MB: Tyle muzyki powstaje teraz, pełno tego w internecie…
ŁR: Takie czasy. Staramy się gdzieś uderzać i zobaczymy może właśnie ten trolejbus nas tam dowiezie. Tam, gdzie skończy bieg, tam będziemy i my.
L: Jak macie coś jeszcze do dodania, dopowiedzenia, to teraz jest ten moment...
ŁR: Zapraszamy na koncerty, do śledzenia naszych sociali i przede wszystkim słuchania naszej muzyki.
MB: Opłaca się. Słuchajcie nas, bo to się opłaca... [śmiech]
L: Dzięki wielkie za wywiad!
Wszyscy: Dziękujemy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz