czwartek, 1 lipca 2021

W NiewieLU Słowach: Vestindien, Kavrila, Hint

 

Czas się wybrać w kolejną podróż, taką muzyczną oczywiście, a przy tym całkowicie wirtualną. W tej odsłonie W NiewieLU Słowach polecimy lupusowymi liniami lotniczymi do Bergen w Norwegii, gdzie stacjonuje wykonująca oldschoolowy metal Vestindien, do Hamburga, gdzie poznamy zbliżonych brzmieniowo, ale znacznie ciekawszą grupę Kavrila oraz na kolejne spotkanie z francuskim Hint, jednego z wielu projektów w które jest zaangażowany Arnaud Fournier. Przypominamy, że na nasze muzyczne linie lotnicze nie potrzebujecie rezerwacji, ani maseczek. Wystarczy wam wasz własny fotel, ulubiony kubek z herbatą albo kawą oraz słuchawki. Zaczynamy!

 

1. Vestindien - Null

Wybierając nazwę dla zespołu naprawdę warto wziąć pod uwagę co i jak gra się gra, ponieważ niestety można wpaść w pułapkę. Norweski Vestindien wziął swoją nazwę od burdelu w miejscowości Bergen, w której powstał w 2009 roku. Ich debiutancka epka "We Are The Lords Of Hellfire" ukazała się dwa lata później, jednak to, co nazwali swoim debiutem pełnometrażowym ukazało się dziesięć lat później. Trwający niecałe pół godziny krążek z całą pewnością mółby być intrygujący, choć niestety muszę to powiedzieć: oddaje nazwę grupy, bo mamy do czynienia z prawdziwym burdelem.

Zaczynamy od utworu zatytułowanego "Mot Dag" zaczynający się od szumu liści przesuwających się po ziemi, akustyczną smutną gitarą i dźwiękami prosto z syntezatora, do których na sam koniec dołącza perkusja, po czym całość nieznacznie narasta. Pomyślana jako klimatyczna introdukcja kompozycja wypada jednak nudno i niepotrzebnie, zwłaszcza przy całkiem niezłym, ostrym wejściu w utworze "Berrenberg" i szybkim rozwinięciu. Dość szybko wpada nieco wolniejszy "Mjøldrøye" z mocno przybrudzonym, ciemnym brzmieniem. W kolejnym, zatytułowanym "Null" witają nas odgłosy ogniska, po czym całość powoli, w domyśle epicko rozkręca się jakby folkowymi zagrywkami, po czym gdy przyspiesza w uszy rzuca się ponownie strasznie nudne, stłumione brzmienie. Od klawiszy rozpoczyna się "Omergard", które szybko przejmuje perkusyjne intro, po czym numer przyspiesza i znów mogło by być całkiem nieźle, gdyby nie brzmienie na jakie się tutaj zdecydowano. Nieco blackowy w charakterze jest "Ned" oparty na gitarowej ścianie dźwięku i brudnym, mało wciągającym brzmieniu. Paradoksalnie najciekawszym kawałkiem jest ten wieńczący album, czyli "Øst For Sol" który jest duszny, ciemny i miejscami może skojarzyć się z najlepszymi latami doom metalu. 

Przypominają się tutaj klimaty klasycznych już kapel w rodzaju Satyricon (z pierwszych albumów), Manilla Road, i Cirith Ungol oraz nowszych grup w rodzaju Megaton Sword czy nawet pod względem zamieszania brzmienia zbliżonych do pierwszej płyty Kvelertak. Jest faktycznie old schoolowo, brudno i duszno, ale jednocześnie słychać, że panowie nie mają na siebie żadnego pomysłu. Nie są tak pokręceni jak Kvelertak, ani nie grają świeżego odczytania grania w stylu Manilla Road czy Cirith Ungol jak Megaton Sword. Mimo swojego krótkiego czasu płyta jest potwornie nudna i absolutnie nie wciągająca, a brzmienie zamiast zainteresować jest po prostu denerwujące. Do kompletu okropna okładka i burdel - tak dźwiękowy, jak i brzmieniowy. Ocena: Nów

 

2. Kavrila - Rituals III

Pochodząca z Hamburga formacja atakuje trzecią częścią "Rituals", choć dla wielu naszych czytelników, podobnie jak dla mnie, będzie to zapewne pierwsze zetknięcie z tą grupą. Jak sugerują w notatce prasowej zakończenie trylogii ma być zapowiedzią czegoś znacznie mroczniejszego w przyszłości. Ciężko mi to potwierdzić, ale odnoszę wrażenie, że jest to z całą pewnością ciekawsze brzmieniowo doświadczenie, aniżeli opisany powyżej norweski Vestindien.

Materiał będący nieco ponad szesnastominutową epką zawiera zaledwie cztery numery głęboko zakorzenione w klasycznym, staromodnym doom metalu obficie podlanym sludge'owym sosem i podbarwionym hardcore'rową ekspresją rodem ze wspomnianego powyżej Kvelertak. Płytkę otwiera "Sunday" o nieco mylącym, sennym początku, ale dość szybko rozkręcającym się do wściekłego, ostrego i bardzo klimatycznego hardcore'u. Jeszcze ciekawszy jest "Equality" z wolnym, dusznym tempem i kapitalnym łączeniem doom metalu z melodyjnym hardcorem. Jeszcze wolniej i duszniej panowie postanawiają grać w "Longing" i nawet jeśli podobne dźwięki słyszało się już setki razy, to trzeba przyznać, że w ich wypadku dużo robi brzmienie - ciężkie, ostre, a jednocześnie odpowiednio surowe, ale bez nadmiernego przyszarzenia, postarzania i przyciemniania. Fajnie wypada także ostatni kawałek, zatytułowany "Elysium" w którym jest nieco szybciej i przede wszystkim bardzo melodyjnie. 

Kavrila nie gra może niczego specjalnie odkrywczego, ale trzeba przyznać, że te cztery numery wypadają gęsto, soczyście i groźnie zarazem. Wszystkim, którym podobały się wcześniejsze płytki Niemców, a także tym, którzy lubią nieoczywiste gatunkowe połączenia, w tym wypadku będące wypadkowa hardcore'u i doom metalu, będą zadowoleni. Kavrila nie ogląda się w przeszłość, a brzmienie nie jest na siłę przybrudzone, ani postarzane. To także rzadki już przykład kapeli, która choć miesza ze sobą różne, często sprzeczne gatunkowe założenia, brzmi bardzo esencjonalnie i tylko szkoda, że ta konkretna płytka kończy się zanim właściwie na dobre zdąży rozkręcić. Ocena: Pierwsza kwadra

 

3. Hint - Rarities Of Two Centuries Vol. 2

Założony w 1993 roku francuski Hint w poprzednim roku wypuścił pierwszą część składanki zbierającą dotychczas niewydane kolaboracje, niezrealizowane numery i inne rarytasy, które powinny ucieszyć fanów zarówno Hint, jak i twórczości Arnauda Fourniera, jednego z dwóch twórców projektu. Co znalazło się na drugiej części kompilacji?

W przeciwieństwie do pierwszej części brzmienie proponowane na płytce znacznie więcej tutaj ostrego, ścianowego noise'u i punkowej energii, agresji ("Wipe", "Izis" czy "Hermetism"), a znacznie mniej eksperymentów, choć i tych tutaj nie brakuje. Intrygujący i przy tym bardzo niepokojące są na przykład "Vertical" czy kontynuujący  go  świetny "Horizontal" będące gęstym połączeniem muzyki drone z jazzującym saksofonem. Muzyka do horroru wręcz idealna. Nie stronią też tutaj panowie od innego rodzaju muzyki ilustracyjnej bliskiej smutnej, rytualnej i przepełnionej bólem oraz smutkiem, a jednocześnie mocno pokręconej ("Second Hand") albo na tyle gęstej, że niemal przypominającej black metal ("Jones Was Not A Fish"), zadziornego punk rocka ("Vandal X"), bliskich spotkań z samplami i hip-hopowym klimatem ("The Process" - w dwóch wersjach) czy remiksami ("Global Futuro", "100% White Puzzle")

Podobnie jak w przypadku pierwszej kompilacji, tak i ta zdecydowanie jest kierowana do tych, którzy twórczość Hint znają i są spragnieni nowości od tej formacji. Choć na tej jest więcej ciekawych dźwięków i słuchało mi się jej znacznie przyjemniej niż poprzedniczki, to wciąż jest to materiał zbyt hermetyczny, by zaintrygować i przyciągnąć na dłużej nowych słuchaczy, a zwłaszcza tych, którzy na co dzień obracają się w zupełnie innych brzmieniach, niż te, które można znaleźć na tym albumie. Ocena: Bez Oceny.


Płyty przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Creative Eclipse PR.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz