sobota, 10 lipca 2021

Alluvial - Sarcoma (2021)

 

Napisał: Jarek Kosznik

Tak naprawdę nikt się tego nie spodziewał gdy ni stąd, ni zowąd na początku marca bieżącego roku amerykański gitarzysta Wes Hauch ogłosił, że po 4 letniej przerwie zamierza wydać następce debiutanckiej płyty Alluvial pod tytułem „Sarcoma”. Zbiegło się to również z podpisaniem kontraktu ze znaną i szanowaną wytwórnią płytową Nuclear Blast, jak także z całkowitym przemodelowaniem składu i konceptu zespołu. W porównaniu z wydawnictwem „ The Deep Longing for Annihilation” ze składu odszedł gitarzysta Keith Merrow, który nie został zastąpiony przez nikogo, co sprawiło że jedynym gitarzystą prowadzącym został Hauch. Z drugiej strony skład zespołu został uzupełniony o basistę, perkusistę i co mocno zdziwiło fanów Alluvial, czyli wokalistę. 

 

Debiutanckie wydawnictwo amerykanów było prawdziwą instrumentalną ucztą, pełną mroku, oryginalności i nieprzewidywalności, gdzie pejzaże tworzone przez gęste solówki i posępne riffy, nieszczególnie pozostawiały miejsce na wokalizy. O ile Wes Hauch był już wcześnie mocno rozpoznawalny w świecie progmetalu, chociażby z gry w zespole The Faceless czy z kooperacji z zespołem Periphery, jego kolejny projekt z pewnością dodał mu dodatkowego rozgłosu. Sama nazwa drugiego albumu jest sama w sobie złowroga, tajemnicza oraz mroczna, gdyż oznacza ona grupę nowotworów złośliwych, z duża zdolnością do dalszych przerzutów na organizmie. Jak wypada Sarcoma na tle debiutu? Jak wypada warstwa instrumentalna? Czy wokal wniósł coś świeżego do działalności tego projektu? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.

Otwierający płytę „Ulysses” stanowi niezwykle sprytną kontynuację melodyczną zakończenia poprzedniej płyty (utwór „Gabrielle”), tylko w dużo bardziej mrocznym i niepokojącym wydaniu. Potem nagle wchodzą szybkie i ostre riffy w stylu Decapitated czy The Faceless. Niesamowicie ścisła, przypominająca karabin maszynowy gra gitary, aż niewiarygodne, że gra to jedna osoba! Niezwykle wysmakowana, trudna technicznie solówka , z charakterystycznym frazowaniem i „firmowym” wibrato Wesa, pokręca atmosferę, bo utwór sam w sobie jest dość monotonny. Ja rozumiem że to techniczny death metal, niemniej wokal jest niezwykle jednostajny, growl mało zróżnicowany, a fraza „slowly morphing” jest wręcz groteskowa z tą artykulacją Pana Kevina Mullera niczym prawdziwy „cookie monster”. Nie neguje umiejętności, jedynie zwracam uwagę, że nie odpowiada mi podejście do wokalu słyszalne w tym kawałku. Następny „Thy Underling”, czyli drugi singiel znów zaczyna się dziwnymi odgłosami (szum zza drzwi?), przechodzącymi w nieco prostszy ultraklasyczny death metalowy riff w stylu Vadera. Refren podobnie jak w „Ulysses” mocno już w stylu Alluvial, z charakterystycznymi ,małymi podciągnięciami strun i sporą dozą dysonansu. Najciekawszym momentem jest z pewnością solówka, która brzmi zarówno śmiesznie jak i strasznie. Jakby była połączeniem musicalu z lekko ironicznym fusion dark bluesem. Naprawdę kto poza Wes'em takie coś potrafi? Chyba nikt. Powtórka intra przechodzi płynnie w tytułowy „Sarcoma", gdzie słuchacz zanotuje naprawdę mocne zderzenie z otchłanią piekieł. Potwornie trudny, ciężki riff na wstępie, niczym ten „złośliwy nowotwór z przerzutami”, bierze za gardło i nie daje odetchnąć, także podczas zwrotek, mostka czy refrenu. Wszystko jest brutalne, awangardowe, a zarazem melodyjne. Solówka po raz kolejny imponuje techniką, doborem dźwięków jak i umiejętnością odnalezienia się w kontekście kawałka. „40 Stories” wygląda na nawiązanie do „Gabrielle” z „ The Deep Longing for Annihilation”, ponieważ jest to kolejna pół- ballada, z genialnym triolowym riffem na cleanie, z zaskakująco genialnym, gościnnym wokalem... gitarzysty Wesa! Co za głębia, gorycz i moc w tym głosie. Po klimacie „dark – jazz bluesa” w zwrotkach, w refrenie dochodzi do prawdziwej eksplozji emocji, pełnej niesamowitego ciężaru i pulsu. Popisy solowe są tutaj dość dziwne bo słyszę wstawki w skali durowej pomimo , że utwór jest smutny i przytłaczający. Od czasu do czasu też znajdzie się tutaj kilka mocniejszych „depnięć”. 


Warkot wokalisty przeradza się w „Zero” , krótki atmosferyczny przerywnik. Klimat jest dosłownie wisielczy, słuchać odgłosy jakby ktoś się dusił, na tle minimalistycznego podkładu muzycznego. Z czasem wchodzi monolog , z diabelskim, modulowanym głosem. Czyżby to głos tytułowej „Sarcomy”, której nadano cechy ludzkie? . Następny „Exponent” obfituje w typowo tech-death metalowe riffy, dziwny refren (jakiś znów nazbyt wesoły , trochę nijaki). Pomimo, że to chyba najsłabszy utwór na płycie, warto pochwalić genialną grę perkusji w środku, iście zabójcza precyzja. Wolniejsze, nieco bardziej refleksyjne tempo uderza od początku w „Sleepers Become Giants”. Trochę doom metalowe riffy (niczym zespół Moonspell z płyty „The Antidote”), parę szybszych wstawek prowadzi do genialnego sola, idealnie oddającego klimat utworu. Ciekawostką jest fakt , że słyszę tutaj zagrywkę z „Eternal Darkness” fińskiego Wintersun. Może to przypadek, czy efekt lekcji na skype z gitarzystą Wintersun Teemu Mantysaari'im? Dźwięk kabla gitarowego rozpoczyna następny „The Putrid Sunrise”, gdzie słyszymy prawdziwą gitarową nawałnicę, nawet nieco power metalową, ze wstawkami rodem z The Faceless, czy podciągnięciami strun rodem od Dimebaga Darrela z Pantery. Intrygujące jest zwolnienie w środku, z delayem, w akompaniamencie do solówki perkusyjnej. Muzyczny walec! 

Nadszedł czas na podróż do debiutanckiego „ The Deep Longing for Annihilation” pod postacią jedynego na „Sarcoma” instrumentalnego utworu pod tytułem „Sugar Paper”. Spokojny, klimatyczny wstęp, lekko pijany czy wręcz zawiany dark – blues, bardzo przestrzenne i liryczne riffy, momentami nieco w stylu tak zwanej złotej ery djentu w warstwie tak zwanych „layerów" w tle. Zabójcze frazowanie rozpoczyna pierwszą solówkę w wykonaniu Hauch'a, tradycyjne genialne pomysły i artykulacja. Potem rozpoczynają się prawdziwie zapętlone zawijasy, ciągła zmiana akcentów, pulsu, groove'u, trudno się w tym gęstym muzycznym sosie nie zgubić. Podobają mi się też okazjonalne efekty gitarowe. Taką wisienką na torcie jest z pewnością gościnne solo Brandona Ellisa z The Black Dahlia Murder. Niewiarygodne , że to improwizowane solo, bo brzmi na niezwykle przemyślane , a nie spontaniczne. Frazowanie, wibrato, płynność gry to prawdziwy „elite level” - czapki z głów! Po tych wszystkich wygibasach słychać uspokojenie całości poprzez powrót do czystej gitary. Ostatni na płycie „Anodyne” od razu uderza neoklasycznym, szesnastkowym riffem, z bardzo mocnym nawiązaniem do „As The Crow Flies” z debiutu. Mam wrażenie jakby było to bardziej podsumowanie „The Deep Longing for Annihilation” niż „Sarcomy”. Wiele fragmentów tutaj jest wzięta żywcem z stamtąd, zabójcza precyzja, imponująca gra perkusji w środku. Solówka jest tutaj krótsza, stanowi fajne uzupełnienie. Płyta nagle się kończy, bez specjalnego przejścia.


„Sarcoma” jest albumem perfekcyjnym dla gatunku progresywnego, technicznego death metalu, zawiera wszystkie niezbędne elementy, nagrane i zaaranżowane w niezwykle profesjonalny sposób. Produkcja gitar jak i warstwa techniczno – melodyczna gry , to prawdziwy pociąg pośpieszny i fala dźwięku, nieprzypadkowo wielu znanych progmetalowych gitarzystów uznaje Wes'a Haucha za najlepszego gitarzystę w swoim gatunku. Minusem płyty jest dość dziwny miks w studio całości, gdzie gitarę słychać dobrze tak naprawdę dopiero na słuchawkach. Pomysł z wokalem jest tutaj moim zdaniem średnio udany, ponieważ wiele naprawdę monotonnych growl'ów (w ogóle brak stopniowania czy różnicowania), często zlewa się tutaj z warstwą instrumentalną, trochę „zabijając” pełną pomysłów, ambitną grę gitarzystów i perkusisty. Doceniam technikę ekstremalnego wokalu Mullera, ale nie przypadło mi to szczególnie do gustu. Ciężko porównać mi tą płytę z debiutancką, gdyż mocno się różnią, powstrzymam się tutaj od opinii. Niemniej mimo pewnych wad, jest to wybitna płyta, prawdziwie mocny kandydat do płyty roku, a na pewno w gatunku metalu. Matt Heafy z Trivium tutaj z pewnością się nie pomylił, popieram go tutaj w pełni. Chociaż sam album zdecydowanie nie jest dla każdego.

Ocena: Pełnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz