piątek, 29 września 2023

Elegant Weapons - Horns for the Halo (2023)

 

Ronnie Romero nie umie usiedzieć w miejscu... 

 

Obdarzony znakomitym głosem wokalista, idealnie naśladujący między innymi Ronniego Jamesa Dio jest obecnie głosem kilku zespołów o których z całą pewnością słyszeliście - Lords of Black? The Ferrymen? Był lub jest, bo w tym wypadku można się trochę pogubić, kolejnym już wokalistą Rainbow Ritchiego Blackmore'a, zaśpiewał na powrotnej płycie duńskiego gitarzysty Vanderberga z 2020 roku (niedawno wyszedł z kolei album "Sin" tegoż z Matsem Levenem przy mikrofonie), występował także z Michael Schenker Group. Do tego wydał trzy płyty solowe (z czego dwie w tym roku, najnowsza ukazała się 15 września), a także założył Elegant Weapons. W skład tej ostatniej wszedł Richie Faulkner i Scott Travis z Judas Priest oraz Rex Brown, który najbardziej znany jest oczywiście z Pantery. W tym właśnie składzie panowie nagrali swój debiutancki album, który miał swoją premierę 14 kwietnia 2023 roku, ale na trasę i być może swoją dalszą przyszłość zmieniono skład supergrupy i Browna oraz Travisa zastąpiono Christopherem Williamsem z Accept i Davem Rimmerem z Uriah Heep. Co znaleźć można na jednym z najbardziej porywających albumów tego roku?


Nie powinno nikogo dziwić, jeśli zakończyłbym tekst o Elegant Weapons na dwóch słowach: Nihil novi. Byłoby to jednak trochę niesprawiedliwe, bo na debiucie tej supergrupy znalazł się kawał naprawdę dobrej, wpadającej w ucho, nieco staromodnej, ale doskonale uwspółcześnionej muzyki spod znaku hard rocka i heavy metalu wyrwanego z lat 70tych i 80tych, ale także z powodzeniem zaglądającym w lata 90te. Co my tu mamy? Pachnący wczesnym Judas Priest wymieszanym z Rainbow otwieracz "Dead Man Walking", rozpędzony "Do or Die" który również mógłby znaleźć się na wspomnianych, może nawet na którymś albumie Saxon. Kapitalny "Blind Leading the Blind" brzmiący jakby był wyrwany z twórczości Accept, ale ponownie zmieszanym z Rainbow czy Judas Priest z domieszką nowoczesnego grania w rodzaju Black Label Society czy Black Stone Cherry. Panowie nie zamierzają jednak tylko łoić i następnie serwują balladę "Ghost You" mającą w sobie coś z... Muse lub sięgając po klasyków - Aerosmith, Europe czy Bon Jovi. Mnóstwo w niej bluesowo-soulowego vibe'u w duchu Niny Simone, co brzmi naprawdę fantastycznie i bardzo, bardzo klimatyczne. 

Ciężar wraca wraz z "Bitter Pill", który z kolei mógłby znaleźć się na którejś z płyt Black Sabbath z Dio lub Tonym Martinem. Po nim panowie coverują "Lights Out" z repertuaru UFO i płyty pod tym samym tytułem, który wypada niezwykle ciężko, świeżo i intrygująco. Następnie uderzają ponownie, kapitalnym utworem tytułowym, który znów pachnie trochę Black Sabbath (ponownie ukłon do ery Tony'ego Martina), ale jednocześnie wyraźnie sięga zarówno brzmieniowo, jak i wokalnie po Chrisa Cornella oraz klimaty Soundgarden i Audioslave. Klimat Black Sabbath jest także zachowany w "Dirty Pig", gdzie Romero idzie na całego w naśladowaniu Dio czy młodego Halforda, choć brzmieniowo kawałek wykracza znacznie dalej, bo też wyraźnie sięga po groove i grunge. Najdłuższy, bo siedmiominutowy "White Horse" również jest strzałem w dziesiątkę. Genialny riff, dopełniany mocnym Hammondem oraz mocarną perkusją. Tu także słychać trochę Dio, trochę Cornella i każdej kapeli po trochu - tak, nawet Pantery i brzmi to absolutnie fantastycznie. Na koniec, kolejna petarda "Downfall Rising" czyli raz jeszcze mrugnięcie okiem do Black Sabbath w którym panowie wyciskają ze swoich instrumentów wszystko co się da, a Romero dosłownie wypluwa płuca znów brzmiąc trochę jak Cornell zmieszany z Dio czy Martinem. Powtóreczka murowana!


Elegant Weapons jest supergrupą, która choć sięga po znane patenty i korzysta ze spuścizny, którą wypracowali jej muzycy lub koledzy z innych grup przed laty, ale w wydawałoby się do cna ograne brzmienia, potrafiące tchnąć nowego ducha. To granie pełne energii, lecących iskier i perfekcjonizmu. To granie pełne przebojowości, świetnych riffów, tempa i ogromu miłości do takiej muzy, a do tego na wskroś odmiennej od tego, co w podobnym czasie zaoferowało All My Shadows czy Demons Down. O ile tam, dużą rolę odgrywa melodyjna, wręcz radiowa strona, tak na debiucie Elegant Weapons więcej jest dzikości, zadziorności, ciężaru i konkretnego pójścia na całość. "Horns for the Halo" to debiut totalny - świeży, bezkompromisowy i kąsający. Jak zapewniają Faulkner i Romero, grupa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i póki nie ma drugiej, równie udanej płyty (w obecnym lub ponownie innym, równie ciekawym składzie), pozostaje ją zapętlić i polecić, bo jest idealna na każdą porę dnia i nocy od początku do samego końca. 

Ocena: Pełnia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz