niedziela, 23 lipca 2017

Djent Me VIII: Oceano, Fit For An Autopsy


Najwyższa pora na odrobinę niskiego strojenia czyli powrót do cyklu "Djent Me". W ósmej odsłonie przyjrzymy się najnowszym wydawnictwom deathcore'owych grup Oceano i Fit For An Autopsy, które miażdżą wszystko na swojej drodze a zarazem pokazują (zwłaszcza ta druga formacja), że w takim graniu też jest miejsce na przystępniejsze i niezwykle atrakcyjne dla uciekających od takiej muzy granie...



1. Oceano - Revelation (2017) 

Ta amerykańska formacja istnieje od 2006 roku i łącznie z najnowszym albumem ma na swoim koncie pięć pełnometrażowych wydawnictw. Zabójczy kwartet dowodzony przez charyzmatycznego wokalistę Adama Warrena w maju wypuścił "Revelation", który solidnie przetrzepie tyłek każdemu wielbicielowi takiego grania.

Otwiera go "Dark Prophecy" będący czymś w rodzaju uwertury do albumu. Nisko strojony riff wgryza się w głowę, a mocny charakterystyczny dla gatunku growl nie stroni od świniowania. Po nim wskakuje świetny i niezwykle melodyjny "Lucid Reality" w którym ciężki, gęsty klimat łączy się z dusznym tempem oraz kapitalnymi ciętymi riffami. Równie gęsty jest "Path of Extinction", który jest niczym czołg zgniatający wszystko co napotka na swojej drodze, a do tego strzelający celnymi riffami, świetnym tempem i drapieżnym brzmieniem. Nie ustępuje mu "The Great Tribulation", który jest jeszcze szybszy i jeszcze bardziej agresywny. Istny miód dla uszu. W "Illusion Unravel" jest tylko odrobinę wolniej, a klimat zwłaszcza z racji niepokojącego klawiszowego tła kojarzyć się może z jakimś horrorem pełnym żywych trupów. Kapitalnie wypada "Majestic 12", który kontynuuje nieco wolniejsze tempo poprzednika, ale jest jeszcze bardziej mroczny i ponownie zachwycający ciężarem i masywnym brzmieniem riffów i perkusji. Genialny jest instrumentalny przerywnik "Final Form", który pokazuje że nisko strojone riffy świetnie sprawdzają się z nieco bardziej przestrzennym tłem mogącym kojarzyć się z jakimś post metalem, a zarazem pokazują niesamowitą sprawność muzyków tej grupy. Klimatyczny wstęp "The Event" to jedynie usypiacz czujności, bo już po chwili następuje kolejna fala riffów, szybkiej perkusji i świetnego growlu. To także jeden z najbardziej melodyjnych kawałków na płycie. Wybrany na singiel "Human Harvest" znów delikatnie zwalnia, ale nie oznacza to, że panowie spuszczają z tonu. Genialna atmosfera, riffy i ciężar w nim zawarty to jedna z najlepszych rzeczy jaką w tym roku usłyszałem. Na koniec panowie wrzucili numer tytułowy, który jest równie znakomity i ponownie sięgający po melodyjne zagrania. Miejscami kojarzył mi się nawet z ostatnią bardzo dobrą płytą Sepultury choć siłą rzeczy jest jeszcze masywniej, szybciej i agresywniej.

Ten album to rasowy deathcore: pełen agresji, ciężkiego klimatu, mocnych riffów i potężnych wżerających się w czerep kawałków, a do tego świetnie nadający się do zapętlania. Nieco ponad pół godziny w takim graniu to bowiem idealny czas by porządnie skopać tyłek i nie zanudzić. Nie ma tu miejsca na wypełniacze, cały album to jeden mocny strzał po który warto sięgnąć i słuchać do oporu. Po prostu rewelacja. Ocena: 9/10


2. Fit For An Autopsy - The Great Collapse (2017)

Pozostajemy w Ameryce, ale tym razem sięgamy po Fit For An Autopsy, które łącznie z najnowszym ma na koncie cztery albumy studyjne, a także epkę i split nagrany razem z Thy Art Is Murder* i The Accacia Strain**. Podobnie też jak opisany wyżej album Oceano, najnowszy od Fit For An Autopsy to prawdziwy czołg i istny majstersztyk gatunku.

Otwiera świetny kawałek "Hydra", porażający gęstym klimatem, budowaniem napięcia i dopiero po chwili uderzającym masywnym riffem, soczystą perkusją i rozbudowaną melodyką (co z kolei jest zasługa trzech gitarzystów). Warto też zauważyć, że to, co proponuje Fit For An Autopsy jest także bardziej przystępne i lżejsze od tego co zawarło na "Revelation" Oceano, ale ani trochę nie ustępujące pod względem precyzji, ciężaru czy agresji. Udowadnia to jeszcze szybszy "Heads Will Hang", który swoją melodyjnością zawstydziłby każdego metalcore'owca (bo o takie granie wręcz ociera się stylistyka Fit For An Autopsy i bynajmniej nie będzie to żadna wrzuta). Łączenie w tym kawałku soczystego growlu z lżejszym wokalem wychodzi z kolei naprawdę dobrze i nie ma tu mowy o nagłym zwrocie ku wręcz popowym zagraniom jak zdarza się co niektórym. Kapitalny jest wybrany na singiel "Black Mammoth", który co niektórzy ironicznie nazwali mianem "ecocore'u" bo traktuje o zanieczyszczeniach środowiska. Świetny jest tutaj mroczy klimat, ostre riffy i ponownie melodyka, która wżera się w głowę i nie chce z niej wyjść. Po nim wpada równie udany "Terraform", który z początku jest dość lekki, ale już po chwili fantastycznie się rozkręca. Kolejny, noszący tytuł "Black Moon" to totalny rozpierdol. Masywne tempo, cięte riffy i kapitalny ciężar w nim zawarte to po prostu istny czołg. W klimatycznym "When The Bulbs Burn Out" najpierw usypia się naszą czujność lekkim tłem i przemową, by po chwili uderzyć kolejną dawką kapitalnych riffów, znakomicie zsynchronizowanej perkusji i znakomitego wokalu. Ciężarem i melodyką zachwyca również "Too Late", by w przedostatnim "Empty Still" intrygująco zwolnić do wręcz balladowych zagrań, a przynajmniej na początku bo potem utwór przyspiesza i co jakiś czas świetnie kontrastuje wolniejszymi i dużo spokojniejszymi fragmentami. Wieńczący album "Spiral" wraca już do zdecydowanie cięższego grania i mocnych ciętych riffów, kapitalnej melodyki i masywnego tempa. Miodzio.

To album, który poraża swoją perfekcją w łączeniu niskiego stroju gitar, dawki emocji i melodyjności oraz ciężaru. Po bardzo dobrych choć nie wyróżniających się poprzednich trzech krążkach Fit For An Autopsy pokazało nie tylko pazur, ale i ogromną klasę. Te niespełna czterdzieści minut grania jakie zawarli na tym wydawnictwie mija niezwykle przyjemnie i sprawia, że chce się do niego wracać. W swoim gatunku to nie tylko jeden z najlepszych albumów tego roku, ale i jeden z najważniejszych dla deathcore'u. W końcu powinien też do siebie przekonać tych, którzy od takiego grania stronią. Absolutny majstersztyk, którego wstyd nie znać i który warto słuchać od początku do końca. Ocena: 10/10


* Ta formacja, która już na naszych łamach gościła w sierpniu wyda swój czwarty pełnometrażowy "Dear Desolation". Naszej recenzji nie powinno zabraknąć.
** O tej grupie i jej ósmym albumie "Gravebloom" napiszę w dziewiątej odsłonie "Djent Me", która pojawi się w niedługim czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz