sobota, 1 października 2016

WW XXX: Hungarica - Haza és hűség/Ojczyzna i wierność (2016)


To już ósmy album studyjny węgierskiej Hungariki, która jest także znana i lubiana w naszym kraju. Sam zespół nasz kraj również darzy sympatią, czego wyraz dał już w zeszłym roku realizując polskojęzyczną płytę "Przybądź wolności" na której gościnne wziął udział Grzegorz Kupczyk. Najnowszy krążek Hungariki został z kolei wydany w dwóch wersjach - po węgiersku i po polsku. Znane są przypadki, że polskie grupy realizowały anglojęzyczne wersje swoich polskojęzycznych albumów, ale ile grup zagranicznych, które nagrały całe płyty w języku innego narodu, w tym wypadku po polsku, potrafilibyście wymienić? W trzydziestym "Weekendzie Węgierskim" sprawdzimy jak wypadają obie wersje oraz jak Hungarica poradziła sobie z językiem polskim...

Płyta jest o tyle ciekawa, że zawiera dwa pełne krążki: jeden zrealizowany po węgiersku, a drugi po polsku, częściowo w oparciu w oparciu o materiał z wersji węgierskiej. Polski akcent widoczny jest już z kolei na ładnie prezentującej się okładce, gdzie na postumencie widzimy dwóch jeźdźców na koniach - ten po prawej to żołnierz węgierskiej armii dowodzonej przez Józefa Bema, a ten po lewej to polski husarz. Obaj zaś dzierżą w dłoniach proporce z barwami narodowymi Polski i Węgier (widoczne mimo że obrazek jest utrzymany w szarościach). Po obu stronach postumentu widać też wieńce ze wstążkami w barwach narodowych Węgier, a tam gdzie zazwyczaj znajdują się inskrypcje informujące o postaci lub wydarzeniach znalazł się tytuł w dwóch wersjach językowych. Wygląda to naprawdę ładnie, choć w tym wypadku nie oceniałbym tej grafiki jako coś wybitnego, podobnie jest zresztą z muzyką - jest bardzo zręczna, ale nie wybitna.

Na pierwszej płycie znalazło się dwanaście utworów z rozpoczynającym numerem tytułowym na czele. To, co może na początku zaskoczyć to bardzo dobre przejrzyste brzmienie nie mające nic wspólnego z garażem ani surowizną znaną z Karpatii czy naszych polskich formacji tego typu w rodzaju Horytnicy. Utwór jest też bardzo chwytliwy, a obok gitar i perkusji wyraźnie wybija się na wierzch sekcja dęta. Zaskakująco dobrze wypada też wokal Zoltana Fabiana, który stara się o wpadające w ucho linie wokalne i barwę swojego głosu przez co również nie ma się wrażenia chropawości, która z takim graniem się kojarzy. W ucho wpada też nieco ostrzejszy, zdecydowanie mocniej napędzany gitarami, kawałek zatytułowany  "Jó éjt" (w polskiej wersji noszący tytuł "Dobranoc") oraz następujący po nim melodyjny "Köszönöm szépen" ("Dziękuję bardzo"). Zwolnienie następuje w  "Akkor szép az erdő" ("Las Zielony"), ale już po chwili fajnie przyspiesza zamieniając się w kolejny bardzo przyjemny, skoczny i po prostu chwytliwy kawałek. Jednym z najciekawszych jest "Az erdélyi hadsereg" ("Armia siedmiogrodzka"), który ponownie korzysta z sekcji dętej zgrabnie wplecionej między mocny gitarowy riff i szybkie tempo.


Po nim ponownie pojawia się wyciszenie w początkowej partii "Karácsony este" ("Wieczór gwiazdkowy"), który znów w przebojowy sposób się rozwija, choć cały czas pozostaje w łagodniejszych brzmieniach, a całość uzupełnia sympatyczna sekcja smyczkowa. Jako siódmy wskakuje rozpędzony "London hiába vár"mający w sobie trochę ze staromodnego power metalu. Pod względem wokalnym znacznie bliższy wyobrażeniu o takim graniu jest "A mennyország is ország" z tą różnicą, że całość jest naprawdę dobrze zrealizowana i nic nie zgrzyta w uszach. Do tego znakomicie wypada akustyczne dla odmiany delikatne, ale melodyjne tło. Kolejnym udanym kawałkiem na węgierskiej części wydawnictwa jest ponownie rozpędzony, zdecydowanie mający w sobie coś ze starego hard rocka surowy "Nem használnak a szép szavak"("Nie pomogą piękne słowa"). O znużeniu, głównie ze względu na dopracowane bardzo przejrzyste brzmienie na albumie, nie ma mowy także w numerze dziesiątym noszącym tytuł "Álmodok", który znów zaczyna się od akustycznych gitar i w takim delikatnym wyciszającym klimacie pozostaje. Przedostatnim jest "Oltalmadat remélem"w którym usłyszeć można duet. Zoltan śpiewa tutaj bowiem z wokalistką, a sam kawałek ponownie jest mocny i gitarowy, bardzo przebojowy i skoczny jednak nie uderzający zbytnio ostrością, która została bardzo zgrabnie zbalansowana. Z kolei ostatni "Üzenet haza" ("Moja prośba do Ciebie") ponownie jest wyciszony i dużo spokojniejszy. Rozpięty między brzmieniem pianina i smyczków nie brzmi jednak jak niesmaczna ciągutka, a podobnie jak resztę numerów naprawdę przyjemnie się go słucha.

Równie ciekawa jest płyta polskojęzyczna, która częściowo zawiera materiał z pierwszego dysku, ale różni się tym, że Zoltan śpiewa w nich po polsku. Na ten polski akcent złożyło się jedenaście kawałków, z czego osiem pochodzi właśnie z pierwszej części płyty oraz trzy inne numery (także śpiewane po polsku). Otwiera "Ziemia uświęcona krwią" ("Vérrel szentelt föld"), który rozpoczyna się od akustycznej rozwijającej się melodii gitarowej do których dołączają skrzypce i bębny. Jakże miłym zaskoczeniem jest także wokal Zoltana, który po polsku śpiewa z wyczuwalnym akcentem, ale jednocześnie z bardzo dobrą wymową i dykcją. Nie ma tu poczucia sztuczności i wymuszenia, co można było usłyszeć choćby w polskich wstawkach w szwedzkim Sabatonie. Jako drugi pojawia się utwór tytułowy, który po polsku wypada równie atrakcyjnie jak wersja oryginalna, może nawet jeszcze ciekawiej. Do tego utworu powstał zresztą świetnie zrealizowany teledysk (w wersji dwujęzycznej), w którym dochodzi do spotkania Bemowczyka z husarzem. Jest to oczywiście twórcza historyczna nadinterpretacja, bo do takiego spotkania dojść oczywiście nie mogło, ale jeśli się wsłuchać to pomysł ten nie wydaje się wcale taki głupi.


Bardzo dobre wrażenia wywołują także kolejne, czyli "Dobranoc" i "Dziękuję bardzo" (choć w tym drugim polemizowałbym trochę z niektórymi sformułowaniami faktów historycznych). Świetna jest polska wersja "Armii Siedmiogrodzkiej" napisanej zresztą do słów węgierskiego poety romantycznego Petőfi Sándora. Po nim wskakuje surowy niemal heavy metalowy kawałek "Oszustwo" ("Átverés") gdzie z kolei na wokalach słyszymy głos kobiecy, który także brzmi bardzo udanie. Niestety nie wiem czy to jakaś węgierska wokalistka czy gościnny udział któreś z polskich wokalistek*. Wyciszenie przychodzi w utworach "Wieczór gwiazdkowy", "Ma prośba do Ciebie" (ta sama sytuacja co w przypadku "Armii Siedmiogrodzkiej" - obie wersje są naprawdę dobre). Ponownie zaskakująca jest polska wersja utworu noszącego tytuł "Las zielony" Znów mamy tę samą sytuację tekstową, co z kolei przypomina mi o łódzkiej Comie lada moment mającej wydać nowy album i ich koślawych anglojęzycznych tłumaczeniach polskich wersji utworów z ich płyt, z kolei naprawdę dobrze to brzmi i nie ma się poczucia że jeden i drugi jest o czymś innym (nawet jeśli tak jest). Bardzo przebojowo, może nawet nieco ostrzej niż w wersji węgierskiej, wypada "Nie pomogą piękne słowa", który jest przedostatnim numerem. Polską płytę kończy... "Rota" Marii Konopnickiej rozpisana na pianino i skrzypce. Sama wersja brzmi coby nie powiedzieć mocno i wzruszająco, jednakże najbardziej zwróciłem uwagę na to jak Zoltan dokładnie wymawia słowo "Bóg" z mocnym i wyraźnym akcentem na "g" co niestety u nas w mowie nie jest słyszalne, bo zmiękczamy sobie wymowę przez co "g" staje się zwykłym "k".

Przyznam, że nie jestem fanem tej grupy, a wcześniej nie wsłuchiwałem się w ich nagrania, choć pojedyncze utwory z różnych ich albumów tu i ówdzie słyszałem. Zeszłorocznej płyty nie słyszałem jednak wcale więc nie umiem stwierdzić jak duży progres uczynił Zoltan jeśli chodzi o polski język, ale muszę powiedzieć, że najnowsza podwójna płyta to kawał bardzo porządnej roboty. Nie należy tu szukać kunsztownych form czy przekraczania jakichkolwiek ram gatunkowych, bo nie tego wymaga się od takiej muzyki. To granie proste, wpadające w ucho, ale należy też zaznaczyć że nie prostackie czy przaśne. Zadbano tutaj o dobre brzmienie i naprawdę niezłe polskie tłumaczenia, a samych utworów słucha się naprawdę bardzo przyjemnie (a nawet dużo przyjemniej niż ostatnia płyta Szwedów z Sabaton na której wspomnienie mam po prostu dreszcze). Na koniec jeszcze refleksja odnośnie "Roty", który dziś może wydawać się nieco zdezaktualizowany pod względem lirycznym to jednak w swoim wydźwięku (zwłaszcza w kontekście ostatnich politycznych rozgrywek zarówno w Polsce jak i na Węgrzech) jest tak samo mocny jak za czasów rozbiorów.

Ocena wersji węgierskiej: 8/10
Ocena wersji polskiej: 8/10
Ocena ogólna: 8/10


*Wcześniej zespół korzystał z gościnnego udziału Edyty Szkołut (także na koncertach) przypuszczam więc że to właśnie ona nagrała żeńskie wokale w obu językach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz