poniedziałek, 17 marca 2025

Z wilczego notatnika #5


 

Nie chciałbym, żebyście pomyśleli, że "Z wilczego notatnika" to tylko imby z dużymi zespołami czy jakiś rodzaj lupusowego pudelka, pomponika lub życia na gorąco. To imby znajdują ostatnio nas. W piątej zbiorczej odsłonie przeczytacie o Toolu, który być może stanie przed sądem z powodu niezadowolonych z ich występów fanów. W tym tygodniu nie napisałem za to o Lennym Kravitzu i Live Nation, którzy karzą sobie przesyłać zdjęcia do autoryzacji i zezwalają lub nie na publikację zdjęć z koncertów dopiero kilka dni po wydarzeniu. Szkoda mi było już nerwów na kolejny absurd związany z występami znanych i lubianych gwiazd i pracy fotografów koncertowych. Ponadto wpis zupełnie innego rodzaju, bo zainspirowany postem blogera Koń Movie pod tytułem "Magia kina: 11 seansów, które na zawsze zostały w mojej głowie", który popełniłem wpierw jako komentarz pod postem na fb u Konia, ale stwierdziłem, że będzie to również kolejny wpis w ramach cyklu.


13.03.2025 Tool na celowniku prokuratury?


W miniony weekend (7-9 marca 2025) roku, grupa Tool wystąpiła w ramach organizowanego przez siebie festiwalu Tool In The Sand, który odbył się w Punta Cana w Republice Dominikany. Trzy dniowe wydarzenie w swoim rozkładzie miało także piątkowy i sobotni występ słynnej amerykańskiej formacji, a podczas drugiego dnia zespół Maynarda Keenana został... wygwizdany. Zapowiadano dwa unikalne, wyjątkowe setlisty, a tymczasem okazało się, że zagrano i zaplanowano identyczne sety. Zgromadzonej publiczności puściły nerwy, wygwizdali gospodarzy i drugi występ przerwano. Tool przygotował dziewięć utworów, ale gdy drugiego dnia fani ponownie usłyszeli "Fear Inoculum", "Jambi", "Pneuma" i "Rosetta Stoned" nie wszystkim się to spodobało i podczas kolejnego numeru grupa została zaskoczona oburzeniem zebranej publiczności. Większość liczyła bowiem, że każdego dnia otrzymają zupełnie inne numery, tak jak zrobiła to nie tak dawno temu Metallica z następującymi po sobie w tej samej lokacji dwoma koncertami na których prezentowali zróżnicowane i różniące się między sobą zestawy kompozycji z istniejącego repertuaru. Pojawiły się nawet nagrania z pomrukami niezadowolenia, środkowymi palcami w kierunku zespołu i wpisy z wyrażeniami niezadowolenia.

Tymczasem,  Stas Rusek, prawnik z Georgii, postanowił złożyć pozew zbiorowy przeciwko organizatorom wydarzenia. Rusek uważa, że ​​fani mają prawo do odszkodowania, twierdząc, że dwie setlisty utworów są do siebie zbyt podobne (łamiąc reklamowaną obietnicę dwóch wyjątkowych występów) i że zespół skrócił sobotni występ. Po spotkaniu z niezadowoloną publicznością Tool najwyraźniej opuścił scenę wcześniej podczas drugiego wieczoru, nie grając utworu „Vicarious” — który fani zauważyli na listach utworów zespołu. Rusek poszukuje niezadowolonych osób, które wezmą udział w pozwie. „Potencjalny pozew przeciwko organizatorom Tool In The Sand jest rzeczywiście rozważany. Otrzymaliśmy wiele zgłoszeń od fanów Tool, którzy uczestniczyli w festiwalu, do których również  należę osobiście” — powiedział Rusek dla Metal Hammer. - „Większość fanów Tool, tak jak ja, uczestniczyła w wielu koncertach podczas tej samej trasy i wiemy, że ze względu na spektakularny i złożony charakter ich koncertu, większość piosenek zostanie powtórzona. Jednak nie to obiecano uczestnikom festiwalu”. Rusek – który opisuje siebie jako „wielkiego fana Tool, ale także uczestnika festiwalu, który czuje twój ból i szuka sprawiedliwości dla wszystkich oszukanych przez klasyczną przynętę i podmiankę” – obiecuje, że osoby biorące udział w pozwie nie będą musiały płacić honorarium, chyba że wygrają.

Czy oni pierwsi w podobny sposób zawiedli fanów? Samemu będąc uczestnikiem wielu koncertów, a szczególnie tych wyczekiwanych czy wypatrywanych i na których grają zespoły, które się kocha całym serduchem, takich których widziało się tylko raz lub po kilka razy mogę powiedzieć, że wielokrotnie czułem zawód, bo nie zagrali jakiegoś numeru na który czekałem, albo że w ramach trasy grają wyłącznie określone numery i nie zmieniają w setliście żadnego innego. Należy jednak wziąć pod uwagę, że zespoły same w większości przypadków decydują co grają, ale również dostosowują setlisty do promocji bieżącego najnowszego materiału, obecnych możliwości poszczególnych muzyków, a nawet własnego kaprysu. Wspomniany przypadek Metalliki był tutaj tylko wyjątkiem od reguły. Są ludzie, którzy jadą za swoim ulubionym zespołem na każdy koncert danej trasy czy nawet wybierają się na oba dni takich wydarzeń, ale nigdy nie słyszałem, żeby z powodu takiego samego lub bardzo podobnego setu fani pozywali jakąkolwiek grupę do sądu, za to, że poczuli się oszukani, zawiedzeni i ograbieniu z "unikalności". Może wcale Toolowi nie chodziło o unikalność w kontekście zupełnie innego wyboru utworów z repertuaru zespołu, a bardziej o unikalność doświadczeń w ramach ich własnego festiwalu? Może Maynard i spółka wcale nie założyli, że na obu pojawi się ta sama grupa fanów? Można by sobie w takim razie zadać pytanie, czy Tool nie powinien w takim razie pozwać tych fanów za to, że odebrali innym osobom, którzy nie mogli pojawić się na żadnym z dni festiwalu możliwość obejrzenia któregokolwiek z ich występów? Albo za to, że zostali wygwizdani i musieli skończyć set zaplanowany na sobotę szybciej aniżeli mieli to zaplanowane? Wiadomo, że do tego nie dojdzie, ale jednocześnie sądzę, iż oburzenie fanów nawet jeśli uznać za słuszne nie zasługuje na sprawę sądową. Doszło wyłącznie do niezrozumienia i zrozumienia intencji, a Tool tym pozwem wcale się nie przejmie, bo jest to sytuacja całkowicie absurdalna i powiedzmy sobie wprost niedorzeczna.

16.03.2025 Magia kina: 11 seansów, które na zawsze zostały w mojej głowie 

Na zdjęciu naczelny czekający na któryś z sylwestrowych seansów kinowych w nieistniejącym już gdyńskim Silver Screen; grudzień 2009

1) pierwszy w pełni świadomy seans w kinie za dzieciaka w nieistniejącym już kinie "Znicz" w Gdańsku to "Król Lew" w 1994 roku (ten oryginalny, animowany, przepięknie zrealizowany i na którym po raz pierwszy poryczałem się w kinie, połączony z szałem na zbieranie karteczek - ktoś to jeszcze pamięta?); 

2) zdecydowanie "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścieni" w 2001 roku razem z moją starszą siostrą (ja, wówczas dwunastoletni, świeżo po lekturze "Hobbita" zaczynający swoją przygodę z Tolkienem i fantasy, do dziś oglądam z zachwytem i pamiętna mieszanka "May it Be" z "Whenever" której nie da się nieodsłyszeć); 

3) "Śmierć nadejdzie jutro" czyli ostatni seans w nieistniejącym już kinie Warszawa w Gdyni, mój pierwszy James Bond w kinie i niestety ostatni z Brosnanem (jakkolwiek nie jest to dobry film, ani najlepszy z serii, ani najlepszy Brosnana to mam do dziś ogromny sentyment); 

4) zdecydowanie "Zemsta Sithów", która w swoim czasie przecież była wydarzeniem, a oklaski na koniec, gdy pojawił się Vader niezapomniane i chyba zdołało to przyćmić tylko jego wejście w "Łotrze 1" wiele lat później; 

5) zdecydowanie "Infinity War" chyba nawet na równi z "Endgame" (reakcje ludzi niezapomniane, emocje i zamknięcie historii absolutny majstersztyk); 

6) jeśli Marvel to trzeci Spider-Man z Hollandem czyli "No Way Home" na którym się poryczałem bo pojawili się wcześniejsi odtwórcy roli "Pajączka", a zwłaszcza Maguire, który zawsze będzie moim Spajdim i oczywiście cudowni Defoe i Molina (dużo młodszy chłopak ode mnie aż musiał zapytać czemu ryczę, ale po wyjaśnieniu chyba zrozumiał prawdziwą magię kina); 

7) "Midsommar" na który poszedłem zachwycony pięknym plakatem a dostałem prawdziwy rollercoaster emocji, obrazów, obrzydliwości i niesamowitego klimatu (wielokrotnie próbowałem obejrzeć ten film ponownie i już nie byłem w stanie, to był ten ten moment i ten czas - "absolutne kino"; 

8 ) obejrzana na studenckim DKF-ie "Dzikość Serca" Lyncha, czyli jazda bez trzymanki z cudownym Cagem, wspaniałą Laurą Dern i oczywiście kradnącym cały show Defoe, którego do dzisiaj widzę w tej scenie z Laurą, gdy prosi ją żeby powiedziała słowo na "p", a potem odparowuje, że innym razem (nadal robi wrażenie); 

9) "Monachium" Spielberga obejrzany w kinie razem z rodzicami na chwilę prze pierwszym Bondem z Craigiem, który w tymże również wystąpił (Spielberg nadal w szczytowej formie, świetna, wstrząsająca i trzymająca w napięciu historia orz fantastyczne aktorstwo); 

10) z cyklu Najgorsze z najgorszych czyli "The Room" Wiseau, którego nigdy przedtem nie widziałem, ale wielokrotnie o nim słyszałem (wyprowadzony do gdyńskiego GCFu przez przyjaciela bawiłem się przednio i chłonąłem każdą scenę i tekst, a choć film przerażająco głupi, to i tak fantastyczny, choć nadal nie rozumiem jego fenomenu) 

11) najświeższy czyli "Brutalista" (może nie idealny, ale absolutnie porywający i monumentalny, kapitalnie zagrany - oscarowy Brody chapeaux paux, świetna muzyka i gęsty klimat, który można by kroić nożem na cienkie plasterki... na mnie zrobił ogromne wrażenie, a na ojcu którego wyprowadziłem na seans do gdyńskiego GCFu nieco mniejsze)