poniedziałek, 10 marca 2025

Z wilczego notatnika #4

 

Ten rok chyba zapisze się w historii jako rok imb ze znanymi zespołami lub franczyzami. Po mało śmiesznym tytule nowej płyty Behemotha i problemie ze sztuczną inteligencją oraz ponownym wykorzystywaniu grafik u Dream Theater, przejęciu przez Amazon MGM praw do Jamesa Bonda, przyszedł czas na imbę związaną z Queensrÿche. W drugim temacie tygodnia spekuluję, co czeka fanów agenta 007 w nowej erze i w najbliższych latach...

 

6.03.2025: Take a picture!

W 2007 roku grupa Queensrÿche wydała album z coverami pod tytułem "Take a cover". Jednak nie będzie o coverach, czy płytach, a o zdjęciach z koncertów. A konkretniej o bardzo nieprzyjemnej sytuacji jakiej doświadczyła koncertowa fotografka znana jako Nikografia krótko po ostatnim koncercie słynnej amerykańskiej grupy w Warszawie. Koncert, który odbył się 25 lutego 2025 roku w Proximie był między innymi fotografowany właśnie przez Nikografię, której kilka zdjęć zostały udostępnione na stronach fb i insta zespołu. W poście znalazło się co prawda (podobno) oznaczenie kto zdjęcia wykonał, a same zespoły lub osoby zarządzające ich stronami często udostępniają zdjęcia różnych fotografów bez zgody autora zdjęć. Nikografia postanowiła jednak napisać do grupy wiadomość w której stwierdziła, że nie została zapytana czy mogą jej zdjęcia udostępnić oraz poprosiła o ich usunięcie lub uiszczenie zapłaty za ich używanie w swoich mediach społecznościowych. Można oczywiście się zastanawiać czy w ogóle taka wiadomość do zespołu była potrzebna, ale nie w tym rzecz i jako, że nie jestem prawnikiem od spraw naruszania praw autorskich nie będę poruszał tej kwestii. Nie mnie też oceniać, czy wypadało zespołowi sugerować zapłacenie za jej własność. Sądzę jednak, że jako autorka zdjęć miała do tego pełne prawo, a z całą pewnością powinna być chociaż zapytana o możliwość udostępnienia efektów jej pracy wykonanych podczas koncertu grupy. Zapewne pytanie każdego z osobna jest trudne i skomplikowane i pewnie można by machnąć na sprawę ręką, ale wtedy jak to mówią Anglicy "disaster struck".



Znany zespół zgodził się na usunięcie, ale niestety na tym nie poprzestał. Pojawił się post którym zespół wraz ze swoim menedżmentem niepotrzebnie eskalował sytuację do nieprzyjemnych i niewłaściwych rozmiarów. Powyższego posta już nie znajdziecie, bo go usunięto (od czego jednak są screenshoty), ale ujawniono w nim dane osobowe Nikografii (wymazany przeze mnie obszar) i opisano ją jako osobę, która "zastrasza zespół" i wyłudza pieniądze za swoją pracę.  Na tym się bynajmniej nie skończyło. Menadżer zespołu podobno miał nawet stwierdzić, że Nikografia nie miała prawa fotografować zespołu, ani nie posiada żadnych praw do swoich zdjęć. Z własnego doświadczenia wiem, że kiedy dostajesz akredytację na robienie zdjęć to masz prawo robić fotografie z koncertów w wyznaczonym miejscu i czasie, a także, że to autor zdjęć ma do nich prawo w pierwszej kolejności. Oczywiście, zespół lub menadżer udostępnia możliwość wykonywania zdjęć fotografom, ale tym samym nie zyskuje praw do dowolnego rozporządzania ich pracą! Na tym jednak nie koniec. Pod postem Nikografii z albumem z koncertu na jej stronie facebook zaczęła się zainspirowana tymże postem nagonka na fotografkę nie rozumiejących kwestii naruszania praw autorskich oraz obowiązującego w naszym kraju RODO zagranicznych fanów zespołu. Na dokładkę menadżer Queensrÿche dorzucił Nikografii bana na koncerty grupy i innych zarządzanych przez niego zespołów. 

Fotografowie, także i czasami ja, idąc na koncert mają pełne prawa do swoich zdjęć i  do decydowania kto i gdzie może ich/nasze zdjęcia udostępniać. Nieistotne jest to, że są to zdjęcia Queensrÿche, Dream Theater czy choćby Nigthwisha i to, że są na nich oznaczeni. Chcesz jako zespół podziękować fotografowi za ich pracę, za pamiątkę wydarzenia w postaci tych zdjęć to zanim je udostępnisz zapytaj o zgodę. Ciężko też sobie jednak wyobrazić, żeby faktycznie każdy fotograf miał od zespołu otrzymywać zapłatę (chyba że ten wynajęty bezpośrednio przez grupę), ale jednocześnie sądzę, że bez braku zgody na dalsze udostępnianie zdjęć zasugerowanie zapłacenia za ich używanie była może i dziwna, ale jak najbardziej zasadna. Mogłoby się to rozejść postem w którym padło by stwierdzenie, że zdjęcia zostały usunięte z ich strony, bo nie było zgody fotografa na udostępnienie oraz przeprosinami i na tym poprzestać. Jednak pełne opisanie sytuacji w poście i do tego podawanie danych Nikografii, a co za tym idzie niestosowny i niesmaczny najazd na nią (i to pod niemal każdym postem nie tylko związanym z Queensrÿche) nie rozumiejących sytuacji zagranicznych fanów jest ujmując to najłagodniej jak się da obrzydliwe i chamskie. 

Praca każdego fotografa koncertowego niezależnie czy pochodzącego z Polski, z Brytanii, Ameryki czy Wenezueli jest przede wszystkim jego lub jej własnością. O zgodę na dalsze wykorzystywanie - zwłaszcza jak jesteś dużym i znanym zespołem - należy wpierw pytać. Jeśli trzeba to także zapłacić. Absolutnie jednak nie powinno się podawać prywatnych danych osobowych fotografów (nawet jeśli ich używają w nazewnictwie swojej działalności) i napuszczać nikogo na nich, bo "zespół poczuł się urażony". Takie zachowania są nieprofesjonalne ze strony nie tylko Queensrÿche, ale także każdego innego zespołu. Promotor i menadżer, który w ten sposób traktuje pracę fotografów, których sam nie zatrudnił i którym jedynie wydał akredytację (nie uzyskując jednak praw do ich prac) powinien zostać zwolniony i nigdy więcej niczego nie promować, bo najwyraźniej sam nie traktuje swojej pracy poważnie. Wreszcie, nie powinniśmy dopuszczać do takich sytuacji, bo po drugiej stronie jest człowiek, który ma nie tylko swoje prawa ze względu na wykonywany zawód, ale także emocje, a te w dzisiejszych czasach są równie ważne, co zasady publikacji i rozmawiania z zainteresowanymi stronami. Coś jeszcze? A i owszem: murem za Nikografią i okażcie jej trochę wsparcia!


 

[Queensrÿche w komentarzu pod innym zdjęciem zreflektował się i ustosunkował się do sprawy - screenshot wyżej - ale mleko się już wylało i niesmak pozostał. Dodatkowo zachęcam do lektury komentarzy pod oryginalnym postem facebookowym z powyższym tekstem].

8.03.2025: Expecting someone else?


 

Od czasu ogłoszenia, że prawa i kontrola wykonawcza do Jamesa Bonda przechodzą w ręce Amazon MGM minęło trochę czasu, można więc uznać, że kurz już nieco opadł. Na nowego Jamesa Bonda lub cokolwiek związanego z agentem 007 przyjdzie nam zapewne jeszcze trochę poczekać, ale biorąc pod uwagę, że postać wymyślona przez Iana Fleminga (a tym samym wszystkie oryginalne powieści) wejdzie do domeny publicznej już w 2035 roku, Amazon MGM ma w tej chwili niespełna dziesięć lat żeby restartować oraz odświeżyć "oficjalną" serię. Niektórzy spekulują, że Amazon MGM będzie chciał zasypać nas spin-offami, serialami lub Bondem o innym kolorze skóry lub płci. Są to obawy niebezpodstawne, ale dopóki nie zobaczymy co wyprodukują i nie przedstawią swoich planów co do marki, są to też obawy trochę na wyrost. Nie powiem, że sam jestem zmartwiony takim potencjalnym obrotem spraw, ale jednocześnie podchodzę do tego z umiarkowanym optymizmem. 

Spin-offy czy to kinowe czy serialowe nie muszą od razu oznaczać zalewu produkcjami wątpliwej jakości czy zrobionych tylko po to, by wyciągnąć kasę od widzów i fanów. Każda nowa produkcja będzie oczywiście robiona dla kasy, ale porównywanie do tego, co wydarzyło się z Marvelem czy Gwiezdnymi Wojnami w Disneyu jest nie do końca adekwatne. Model oczywiście zapewne będzie podobny, ale przecież nie taki sam. Można zastanawiać się czy naprawdę potrzebujemy produkcji ze świata Jamesa Bonda, czy nie jednak nie wystarczą same filmy o agencie 007. Spójrzmy na to z innej perspektywy. Sztywne ramy jakie przez lata wytyczył sobie EON nie są modelem przystającym do współczesnych mediów, rozrywki oraz atrakcyjne dla widzów, szczególnie nowych i młodszych. Wielokrotnie w erze Daniela Craiga spotykałem się z określeniami, że na sali nie było ludzi młodszych niż 30/40+, a młodsza widownia nie interesuje się Bondem. Nowe produkcje od Amazona mogą to zmienić jeśli tylko podejdą do tematu z głową i z dobrymi pomysłami wyjściowymi. Nie trudno bowiem wyobrazić sobie zainteresowania młodszego widza serialem o młodym Jamesie Bondzie opartym o serię książek napisanych przez Charliego Higsona i Steve'a Cole'a. Swego czasu zresztą podobno nawet przymierzano się do adaptacji serii, ale ten pomysł nie podobał się - a jakże - EON i Barbarze Broccoli. Prawa do serii są zresztą w posiadaniu Danjaq więc szanse na taki serial zwłaszcza na fali nadchodzącego serialowego Harry'ego Pottera byłby strzałem w dziesiątkę.

Skoro mowa o książkach, Ian Fleming Publications wyraziło swoje uznanie dla dorobku rodziny Broccolich i zainteresowanie współpracą z Amazon MGM przy przyszłych produkcjach. Mogło by to oznaczać dostęp do całego katalogu historii i postaci z istniejących powieści napisanych po śmierci Iana Fleminga. Nie obraziłbym się na przykład na serię filmów w stylistyce retro opartych o "Pułkownika Suna" Kinsgleya Amisa czy trylogię Anthony'ego Horrowitza, która powstała w oparciu o notatki i pomysły samego twórcy Jamesa Bonda. Nie obraziłbym się na skorzystanie z materiałów, tytułów lub adaptacje którejś z powieści Johna Gardnera, Raymonda Bensona czy innego pisarza, który dopisał do dorobku Fleminga kolejne historie z Jamesem Bondem. Widziałbym też tutaj miejsce na adaptację trylogii Kim Sherwood "Double-O" o innych agentach Sekcji 00, w której Jamesa Bonda tak naprawdę nie ma. Pojawiły się też spekulacje o potencjalnej serii opowiadającej o Moneypenny. Być może nie byłby to wątek, na który bym postawił lub by mnie szczególnie interesował, ale przecież i taką produkcję można oprzeć o to, co zaistniało już na rynku powieściowym, a mianowicie trylogii "Pamiętniki Moneypenny" autorstwa Samanthy Weinberg, również wydanych swego czasu przez IFP. Produkcja o Q powstająca na przykład w oparciu o literaturę również byłaby możliwa, bo przecież IFP planuje wydać serię powieści "The Q Mysteries" autorstwa Vaseema Khana. Być może jest to tylko kwestia dogadania się z wydawnictwem?


 

Być może nie wszyscy pamiętają, ale w czasach Pierce'a Brosnana, EON zastanawiał się nad dwoma kinowymi spin-offami z których ostatecznie zrezygnowano. Krótko po "Jutro Nie Umiera Nigdy" czyli po drugim Bondzie Brosnana chciano zrobić produkcję o Wai-Lin (postaci chińskiej agentki granej przez Michelle Yeoh), a po filmie "Śmierć Nadejdzie Jutro", jak się okazało ostatnim Brosnana, przygotowywano się do realizacji osobnego filmu o Jinx (agentce NSA granej przez Halle Berry). O ile o tej pierwszej agentce obcego wywiadu ze świata Jamesa Bonda niekoniecznie widziałbym film - zwłaszcza po tylu latach i kiepskim "Star Trek Section 31" ze wspomnianą aktorką, o tyle historia o Jinx, zrobiona w podobnej konwencji jak "DAD" lub osadzona w tamtym czasie mogła by być interesująca. Sama Halle Berry nadal jest bardzo atrakcyjną kobietą i z pewnością mogła by ponownie wcielić się w tę rolę i z ekranu czy to telewizyjnego czy kinowego nadal emanować swoim wdziękiem i niezwykłym urokiem. Warto też zauważyć, że wielu fanom bardzo podobał się występ Any de Armas w roli Palomy, agentki CIA w "Nie Czas Umierać" i niektórzy (ja również) z całą pewnością bardzo by chcieli zobaczyć film wyłącznie o niej, gdzie fantastyczna de Armas, powtórzyłaby swój występ w roli agentki. Taką możliwość jednak należy odrzucić ze względu na fakt, że Ana de Armas de facto zagra podobną postać w spin-offie Johna Wicka zatytułowanym "Ballerina". W czasie premiery "Nie Czas Umierać" spekulowano też o potencjalnym filmie o Nomi, czyli etatowej agentce nomen omen 007, którą równie przekonująco co de Armas Palomę, sportretowała Lashana Lynch. Mogła by to być historia z czasu gdy to ona, a nie James Bond była agentką 007, lub nawet po jego śmierci, już pod nowym kryptonimem. 

A gdyby Amazon MGM zanim przedstawiłby całkowicie nowego Jamesa Bonda mrugnął okiem do fanów i postawił na dobry początek na swoiste zakończenie ery EON i zaprosiłby Pierce'a Brosnana na jeden, finalny film, który by godnie zakończył jego czas? Nie trudno to sobie wyobrazić i to nawet biorąc pod uwagę obecny wiek irlandzkiego aktora. W wieku prawie 72 lat nadal wygląda doskonale i zanim powiecie, że jest za stary, to przypomnę, że Michael Keaton wrócił do roli Batmana i Żukosoczka właśnie po 70tce. Spójrzcie na Harrisona Forda, który w wieku 80 lat wrócił do roli Indiany Jonesa,  teraz świetnie sobie radzi w... Marvelu. Jestem w stanie wyobrazić sobie coś w rodzaju sequela do "Śmierć Nadejdzie Jutro" w którym na początku filmu podczas wykonywania zadania ginie agent MI6, a śledztwo wykazuje, że zabił go ktoś powiązany z przeszłością Jamesa Bonda, który przeszedł na emeryturę. Bond Brosnana mógłby być z niej ściągnięty, jego numer czyli 007 przywrócony (założyłbym, że w tej historii ze względu na jego legendę nikt nie miałby tego oznaczenia zamiast niego, czyli inaczej jak zostało to zrobione w "NTTD") i wyruszyłby w jedną, ostatnią misję. Na końcu wykonawszy zadanie mógłby zrobić to, co robił zawsze - trafić w ramiona pięknej kobiety (nieoficjalny "Nigdy Nie Mów Nigdy" z Seanem Connerym się kłania), albo niczym w trzeciej książce Horrowitza odejść w nieznane. Tym razem nie musiałby ginąć i bynajmniej nie musiałaby to być powtórka ze wspomnianego "NTTD", bo tak na pierwszy rzut oka może się wydawać po tym krótkim opisie. Nie ukrywam, że takiego Bonda właśnie na początek przygarnąłbym z otwartymi ramionami, ale jednocześnie mam świadomość, że Amazon MGM raczej nie będzie chciał wracać do starych aktorów czy tamtych czasów, estetyki czy specjalnie schlebiać fanom.

Jaka więc przyszłość czeka filmowego Jamesa Bonda?  Na pewno ciekawa i kolorowa. Na pewno obfitująca w kontrowersje, ale kto wie, czy również nie zwyczajnie atrakcyjna? Spin-offy ze świata agenta, również te bez niego, mogą być przecież dobrze zrealizowanymi, nawet znośnymi produkcjami. Wystarczy wszakże spojrzeć na udane serialowe wersje Jacka Ryana czy Reachera albo na świetnie wykonane (i niepozbawione kontrowersji) "Koła Czasu" czy nawet "Pierścienie Władzy". Po wejściu postaci Jamesa Bonda do domeny publicznej również - o ile Amazon MGM nie będzie próbował z takimi produkcjami walczyć - można spodziewać się nowych filmów od innych producentów, które też przecież mogą okazać się całkiem niezłe, ale także całkowitymi niewypałami. Byle tylko nie były to horrory w rodzaju tych, które zaczęły masowo powstawać z Kubusiem Puchatkiem czy Myszką Miki. Amazon MGM ma budżet i możliwości, które z całą pewnością dobrze przemyślą i wykorzystają. Potencjalnie większa ilość produkcji związanych z Jamesem Bondem wcale nie musi oznaczać spadku jakości choć z pewnością będzie się ona w zależności od podjętego tematu lub postaci różnić. Nie należy też zapominać, że produkcja związana z Jamesem Bondem może też być powiązana z seriami dokumentalnymi o postaci czy franczyzie (Pierce Brosnan albo Timothy Dalton mogliby w takich programach być narratorami) i nawet nieszczęsne "007 Road to Million" w tym układzie może się całkiem nieźle odnaleźć, o ile zostanie przerobione na show bardziej Bondowy i z fanami Bonda, aniżeli w sposób jak zrobiono to w pierwszym sezonie tegoż. Dla wszystkich starych fanów Bonda przyszedł okres trudny, niepewny, ciężki i pełen obaw, ale nie zapominajmy, że oprócz nas są też Ci, którzy Bonda nie znają i trzeba im postać oraz serię przedstawić na nowo i atrakcyjnie zgodnie z duchem czasów oraz rynku. Z całą pewnością żyjemy w ciekawym czasie, a cytując samego Pierce'a Brosnana z teasera do jego debiutanckiego w roli  "Golden Eye" wierzę, że niedługo wszyscy będziemy mogli powiedzieć: "Oczekiwaliście kogoś innego?"

[Dwa z czterech nowych zdjęć Pierce'a Brosnana z Aston Martinem, które opublikowano 7 marca 2025, podaję za postem fanpage'a Catching Bullets - Memiors of Bond Fan]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz