poniedziałek, 10 października 2022

Tydzień 3-9.10.2022: Ozzy Osbourne, Bjørn Riis, Pure Reason Revolution


 

Zmiany bywają dobre, ale czasami są wręcz konieczne. Parę dni temu ogłosiłem zmiany w funkcjonowaniu LupusUnleashed oraz formuły pojawiania się tekstów. Obok tych dłuższych, bardzo długich lub pojawiających się wyłącznie w Wilku Kulturalnym, nadszedł też czas na krótkie recenzje, które pojawiają się w pierwszej kolejności tylko na facebooku, a dopiero później w tygodniowej porcji zbiorczej. W zależności od częstotliwości pojawiania się takich krótszych tekstów, różnić się też będzie ilość i długość takich tekstów w porcji zbiorczej. Z tygodnia roboczo nazwanego "3-9.10.2022" przedstawiam pierwszą z nich!

 

4.10.2022: Ozzy Osbourne - Patient Number 9 (2022)

Osbourne lubi trzynastki!

Ostatnia płyta Black Sabbath była zatytułowana "13", a najnowsza trzynasta solowa płyta studyjna Księcia Ciemności to trzynaście, typowych dla niego numerów. Album zapowiedziany w cztery dni po wydaniu bardzo udanego, powrotnego "Ordinary Man" z 2020 roku, miał swoją premierę 9 września i dla dziadka Ozzy'ego bynajmniej nie jest to pechowe wydawnictwo, bo ponownie udowadnia, że nadal jest w formie. 

Zaprosiwszy do współpracy między innymi Jeffa Becka, Erica Claptona, Tony'ego Iommiego, Zakka Wylde'a, Roberta Trujillo, Duffa McKagana, niedawno zmarłego Taylora Hawkinsa oraz po raz drugi młodego gitarzystę i producenta Andrewa Watta, Osbourne nagrał numery, które może nie są odkrywcze, ale świetnie brzmią i podsumowują jego karierę. Nie ma tutaj silenia się na odświeżanie wizerunku, ani udawanie, że nadal jest młodzieniaszkiem. Osbourne ma tego świadomość i nie tylko podkreśla to w śpiewanych przez siebie tekstach, ale także doskonale korzysta ze swojego obecnego głosu. Każdy z zaproszonych gości kapitalnie z kolei odnajduje się w kawałkach, które znalazły się na płycie, a te wpadają w ucho oraz równie kapitalnie bawią się zarówno świeżym, nowoczesnym brzmieniem, jak i stylistyką - od bluesa, przez hard rock, aż po Sabbathowy doom i heavy metal.

Trzynasty solowy album Osbourne'a może wydawać się trochę przydługi, bo trwa ponad godzinę czasu, ale jest po brzegi wypełniony spójną i dopracowaną muzyką, która nie tylko znakomicie wpada w ucho, ale także fantastycznie poszerza bogatą dyskografię Księcia Ciemności, tak solową, jak i tą Sabbathową. Gdyby miał to być ostatni jego album, to byłoby to godne pożegnanie, ale jeśli dane mu jest jeszcze trochę z nami pobyć to mam nadzieję, że starczy mu sił, by nagrać jeszcze parę takich mocnych płyt. Na koniec przyznam się bez bicia: nigdy nie lubiłem Ozzy'ego Osbourne'a, ale jego starszej wersji nie mogę przestać słuchać, a ta płyta to prawdziwa petarda. Ocena: Pełnia


5.10.2022: Bjørn Riis - Everything to Everyone/A Fleeting Glimpse EP (2022)

Ładnych laurek dla Pink Floyd ciąg dalszy.

Bjørn Riis znany przede wszystkim z Airbag w tym roku nie próżnował, bo wraz z trzecim pełnym solowym albumem upichcił jeszcze epkę z gościnnym udziałem legendarnej Durgi McBroom, wokalistki wspierającej Pink Floyd. Wydana w kwietniu pełnometrażowa "Everything to Everyone" brzmi tak jakby byłą to jakaś zagubiona płyta Floydów pisana przez samego Davida Gilmoura, a świeżutka, wrześniowa epka "A Fleeting Glimpse" doskonale ją uzupełnia i nieco ociepla, ożywczy norweski chłód, stanowiąc także pełen upust Floydowym inspiracjom.

Na pierwszej nieco ponad pięćdziesięciominutowej płycie świetnie wypada otwierający "Run" oraz znakomity prawie dwunastominutowy długas "Lay Me Down" z lirycznym wstępem i fantastycznym ostrzejszym rozbudowaniem, pięknie jednak kontrastowanym wietrznym, akustycznym, a nawet lekko ambientowym głównym motywem utworu. Cudnie buja tutaj "The Siren", by jeszcze bardziej zachwycić słuchacza pięknem w ponad trzynastominutowym "Every Second Every Hour". To utwór na wskroś Floydowy, ale podany nowocześnie i z ogromnym wyczuciem budowania atmosfery, brzmienia i smaku w nawiązywaniu do legendarnej grupy. Jest jeszcze kapitalnie rozwijający się "Descending" o kolejnym lirycznym początku i dusznym, brudnym, przygaszonym, dość ostrym rozbudowaniu oraz przecudnie kończącego album utworu tytułowego.

Dwudziestosześciominutowa epka składa się z kolei z czterech (a właściwie trzech) utworów, które stanowią jakby suplement do "EtE". Dwuczęściowy spinający całość klamrą "Dark Shadows" to Gilmourowski Pink Floyd w najczystszej postaci - cudna, wietrzna melodia gitary, dwugłos Riisa i McBroom z delikatnym rozbudowaniem perkusją w części pierwszej i nieoczywiste powtórzenie w części drugiej z nowoczesnym, elektronicznym twistem w tle oraz cięższym rozbudowaniem genialnie brzmiącą solówką. Dwa środkowe z kolei to "Voyage to the Sun" oraz "Summer Meadows". Ten pierwszy, od początku ma cięższy i mroczniejszy charakter, kapitalnie buduje atmosferę i fantastyczny klimat jako żywo przypominając dokonania Floydów z lat 80tych i 90tych. Drugi z kolei, zatytułowany "Summer Meadows" jest jak spacer między polami - delikatny, sielski i pełen uroczej łagodności, emanujący wiejskim spokojem i obok melancholii i smutku, bije od niego także ciepłem i radością podkreślanej kontrastem w postaci ostrzejszego riffu. Po prostu piękne.

Zarówno "Everything to Everyone", jak i "A Fleeting Glimpse" to płyty warte uwagi, nie tylko dla fanów Pink Floyd, Bjørna Riisa czy Airbag, ale dla każdego szukającego w muzyce piękna, liryzmu i niebanalnego, choć jakby dobrze znanego, artystycznego rocka progresywnego. Obie znakomicie się uzupełniają, choć jednocześnie są jakby odmienne. Poruszają, skłaniają do refleksji, ale również zachwycają fantastycznymi melodiami, atmosferą i brzmieniem. Trudno tutaj wybrać jeden ulubiony numer, bo Riis robi wszystko żeby trzeba było słuchać obu albumów od początku do końca, a w dzisiejszych czasach to nie lada wyzwanie i jest chyba jednym z nielicznych muzyków i artystów, którym się to udaje. Ocena (dla obu): Pełnia
 

 
6.10.2022: Premiera książki "Poczuł pismo nosem. Historia piosenki bondowskiej" (tutaj); 10.10.2022 aktualizacja o link dla użytkowników Kindle do plików MOBI
 
8.10.2022: Pure Reason Revolution - Above Cirrus (2022)
 
Do zakochania jeden krok...
 
Nazwa zespołu parę razy mi mignęła, zwłaszcza w kontekście poprzedniczki zatytułowanej "Eupnea" z 2020 roku, ale mimo to pomijałem Pure Reason Revolution aż do tego roku kiedy okładka ich piątego pełnometrażowego albumu trafiła jak strzała prosto w moje serce. Ta brytyjska formacja istnieje już dość długo, bo od 2003 roku, ale pod względem ilości muzyki niezbyt rozpieszcza swoich wielbicieli: na samych studyjnych albumach znalazło się nieco ponad cztery godziny muzyki (licząc do płyty "Eupnea"), a najnowszy zamyka się w łącznym czasie czterdziestu sześciu minut. To niewiele, ale z drugiej strony nie ma dzięki temu uczucia przesytu, a co najwyżej lekkiego niedosytu. Ich mieszanka nowoczesnej alternatywy z rockiem progresywnym i elektroniką jest wręcz zaraźliwa, a w połączeniu z taką ujmującą za serducho grafiką jak ta, która zdobi wydaną w maju "Above Cirrus" sprawia, że twórczość Brytyjczyków chłonie się jak gąbka, wszystkimi zmysłami.

Ich piąty album studyjny to zaledwie siedem numerów pośród których najdłuższy trwa dziesięć minut i dziesięć sekund, a najkrótszy nieco ponad trzy i pół minuty. Ten najkrótszy to otwierający album kapitalny "Our Prism" z plemienną perkusją i fantastycznym gitarowym riffem, niesamowicie ciężkim rozbudowaniem. Słychać tutaj dalekie echa grunge'u czy indie rockowej alternatywy w stylu choćby wczesnego Arctic Monkeys, ale podane w artystycznym, progresywnym sosie smakuje po prostu wybitnie. Drugi, zatytułowany "New Kind of Evil" zaczyna się dużo spokojniej, a skojarzenia (jeśli już znacie lub poznacie wcześniejsze płyty) z niemal triphopowym klimatem automatycznie popłyną ku znakomitemu debiutowi "The Dark Third" z 2006 roku. Nie brakuje w nim jednakże świetnego ciężkiego rozbudowania i masywnego brzmienia, które dopełnia całość. Kapitalna elektronika kontrastowana riffami i klimatem rodem z Garbage na sterydach wita z kolei w porywającym "Phantoms", by następnie rozładować atmosferę spokojniejszym, przepięknym i lirycznym "Cruel Deliverance" o odrobinę popowych naleciałościach. Długas czyli ""Scream Sideways" wpierw czaruje sennym wstępem, a następnie kapitalnym pulsującym, kroczącym rozbudowaniem, ale także znakomitym lekko jazzującym zwolnieniem i fenomenalnym ciężkim finałem. Po nim przychodzi czas na fascynujący "Dead Butterfly", który na początku ponownie usypia czujność, by następnie znów uderzyć nowoczesną mieszanką ostrych riffów i elektroniki. Na zakończenie zaś PRR zamieściło "Lucid" również z początku usypiający czujność, ale ponownie pięknie kontrastowany mocniejszym alternatywnym uderzeniem. Ujmujące i porywające zarazem.

O innowacyjność coraz trudniej, ale Pure Reason Revolution fantastycznie łączy alternatywne brzmienia z progresywnymi rozbudowanymi formami, cudnie przeplata rytmikę oraz ciężar z melodią i harmoniami, bawiąc się niuansami czy teksturami, wreszcie emocjami słuchacza. Jest nowocześnie, ale nie ma mowy o kopiowaniu konkretnych rozwiązań stylistycznych mimo pewnych ewidentnych skojarzeń. Jest krótko, ale bardzo treściwie, a przy tym energicznie, ale nie brakuje tutaj melancholii i świeżych, imponujących pomysłów. To płyta, która zachwyca od okładki, aż po każdy najdrobniejszy dźwięk i od której po prostu trudno się oderwać - dla mnie to prawdopodobnie płyta roku. Wstyd nie znać, wstyd się nie zakochać. Polecam! Ocena: Pełnia
 

 
8.10.2022: Fotorelacja 22/23: Muzyczny Tartak - Zuzanna Wężyk i goście (7.10.2022, Tartaczna 2, Gdańsk) (tutaj)
 
Następny tydzień: 10-16.10.2022 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz