piątek, 30 października 2020

Maciej Gołyźniak Trio - Polish Jazz vol. 85: The Orchid (2020)


 

Nie jestem znawcą jazzu, a szczególnie jeśli mowa o polskiej odmianie tego gatunku. Nie oznacza to jednak, że jazzu nie słucham. Pewnym zaskoczeniem może być jednak fakt, że Maciej Gołyźniak, dotychczas znany jako perkusista grup pop rockowych czy progresywnych żeby wymienić między innymi zespół Moniki Brodki, Sorry Boys czy Lion Shepherd, swoją solową płytę wydaje pod szyldem cenionej na całym świecie serii wydawniczej Polish Jazz, bo wbrew pozorom nie jest to album całkowicie jazzowy, choć zdecydowanie obracający się wokół niego i korzystający z historii i różnych stylistyk wpisanych w jazz. Rozpatrywać, moim zdaniem, należy ten album jako przede wszystkim wyjątkową muzyczną podróż, która szczególnie teraz jesienią nabiera właściwych barw i smaków - sprawdźmy dlaczego...

 

Podoba mi się prostota okładki, która nie tyle wpisuje się w reguły serii Polish Jazz, ile fajnie podkreśla osobowość jaką jest Maciej Gołyźniak - perkusistę znającego się na rzeczy, doskonale odnajdującego się w różnych gatunkach, trochę showmana, a trochę luzaka, a przy tym człowieka inteligentnego i skromnego. Przecież chce z nami przybić piątkę! Przybijamy i włączamy płytę!

Fantastycznie z ciszy wyłania się otwierający album "The Restless Rain" delikatnym deszczowym pianinem Łukasza Damrycha, a następnie rozwija surowym kontrabasem Roberta Szydła i przepięknie ułożoną synkopowaną perkusją Macieja Gołyźniaka, a do tego przecudnie całość uzupełnia skrzydłówka Łukasza Korybalskiego, który gościnnie wystąpił w czterech utworach na płycie. Jest tutaj chłodno, zdecydowanie deszczowo, ale zarazem niezwykle lirycznie, melodyjnie i nastrojowo. Po nim przychodzi czas na "Never Lean on Anything You Know" w którym całkowicie zmienia się atmosfera. W tym utworze jest dużo więcej pokręconych rytmów, pulsacji i niezwykle interesujących rozłożeń poszczególnych dźwięków. Połamanym rytmem doskonale prowadzi Gołyźniak, a za nim triumfalnie w pochodzie idą Damrych i Szydło podrzucając tropy do estetyki jazzu elektrycznego. Do kompletu fantastyczne uzupełnienia skrzydłówki Korybalskiego. Równie genialny jest numer tytułowy, który ponownie rozwija się delikatnie, wychodząc z ciszy i otwierając przed słuchaczem kolejne warstwy stopniowo i niespiesznie. Fantastycznie oparty o ostinato przepięknie owija się wokół słuchacza pianinem Damrycha i melodią skrzydłówki Korybalskiego budując fenomenalny nastrój. W tle delikatnie pobrzmiewa kontrabas Szydły, a nad wszystkim czuwa oszczędna, ale pełna emocji perkusja Gołyźniaka. Jakże cudnie rozłożone są tutaj akcenty - również te wyciszone, ale przetykane świetnym mrocznym motywem pianina. Majstersztyk!

Przepiękna, niejako literacka, ale i krajoznawcza podróż czeka także w kolejnym utworze zatytułowanym "Elwood Curtis, Brooklyn Ave. 1567". Inspirowany Brooklynem z kart powieści "The Nickel Boys" Colsona Whiteheada wraca do deszczowego początku, ale w nim jest już po deszczu. Słońce rozświetla ulicę, jest upalnie i lekko, a nad całością unosi się fantastyczny klimat rodem z lat 60tych. Prowadzące całość pianino Damrycha pięknie spięte jest perkusją Gołyźniaka i smakowicie okraszone skrzydłówką, a także surowymi tonami kontrabasu Szydła. Delikatność przez zadziorność - miodzio! Zmiana atmosfery ponownie następuje w świetnym "The Writing is on the Wall", który de facto otwiera drugą połowę płyty, już bez skrzydłówki. Surowe, ale  zarazem bardzo precyzyjne brzmienie tria jest tutaj tak ustawione, by żaden muzyk nie przytłaczał drugiego. Słychać, że cała trójka gra ze sobą i wzajemnie rozwija każdą myśl i ton. Słoneczna melodia pianina, synkopowa perkusja i genialne uzupełnienia kontrabasu. Jakże fantastycznie wybrzmiewają tutaj ostrzejsze, mroczniejsze pulsacje, które kapitalnie rozwijają lekki ton utworu; jakże miodnie brzmi wyciszenie z rytmicznymi uderzeniami o brzegi bębnów wraz z płynnym przejściem do powtórzeń głównego motywu utworu. Fantastycznie wypada tutaj także wieńczące utwór zaglądające do elektrycznego jazzu zakończenie. 

 

Czystą perfekcją jest także przedostatni na płycie "Colors of Autumn" rozpoczynający się od perkusyjnego rytmu, a następnie fenomenalnego rozwinięcia pianinem i kroczącym kontrabasem. Walking w całym utworze to istna poezja i liryzm jaki kojarzy się z jesienią - z jednej strony chłód, deszcz i spadające kolorowe liście, z drugiej refleksja, ale także swoista radość mieszana z melancholią. Numer ten stopniowo zdaje się nawet narastać, ale panowie nie szarżują, nie silą się na pompatyczność, ani zbytnie szaleństwa, chyba że za takowe uznać świetne zwieńczenia w finale i wykorzystanie syntezatorów nadających całości nieco ambientowego polotu. A skoro o ambiencie mowa, to ten w zasadzie stanowi główną oś niezwykłego, bardzo skromnego "Shore to Shore", ostatniego na "The Orchid" utworu, o mroczniejszym, najbardziej wyciszonym, eterycznym brzmieniu z całego materiału. Smutna durowa melodia pianina, uzupełniający ją surowy kontrabas i jeszcze bardziej delikatne perkusyjne przepierzenia wprawiają w cudowny, melancholijny, lekki nastrój.

"The Orchid" Macieja Gołyźniaka to płyta, która wymyka się szufladkom, kategoryzacjom i schematom, szczególnie właśnie tym jazzowym. To nadal jest płyta jak najbardziej jazzowa, bo nie tylko korzystająca z jazzowego instrumentarium, emocji i melodyki, jak również towarzyszącym jej emocji, ale jednocześnie nie podążająca z góry określoną stylistyką. O ile pierwsza połowa jest bardziej energetyczna, żywsza, druga staje się jeszcze bardziej liryczna i melancholijna. Genialnie podkreślona jest tutaj pełna swoboda muzyków, brzmienia i klimat tworzonych przez zespół dźwięków. Fantastycznie wybrzmiewa na niej każdy dźwięk i absolutnie fenomenalnie na niej słychać jak zgrany zespół zebrał tutaj Maciej Gołyźniak. To płyta pełna wolności, nieoczywistych rozwiązań i zachwycająca każdą sekundą, złożona z tajemnic oraz niezwykłego, przebojowego wręcz polotu, który w jazzie wcale nie jest taki powszechny. Szczególnie teraz jest to także album, który przynosi ukojenie i spokój, a jednocześnie skłania do przemyśleń nad formą, nastrojami i właśnie niczym nie skrępowaną muzyczną swobodą. Brawa!

Ocena: Pełnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz