Włosi z Soul Secret wracają z kosmicznych wojaży z poprzedniego albumu "Babel" do bardziej przyziemnych spraw wraz ze swoim piątym albumem studyjnym, w którym mierzą się ze współczesnym społeczeństwem. Klawiszowiec grupy, Luca Di Gennaro przyrównuje koncept płyty do oglądania telewizji: "ludzie sądzą, że aktywnie biorą udział w swoim życiu, ale tak naprawdę oglądają to, co robią inni." Sprawdźmy zatem jak wypada najnowszy album Włochów, który ukaże się 23 października 2020 roku...
Soul Secret skupiło się więc tematycznie nie tylko na wewnętrznych problemach i ciężarach pracy, ale także na wpływie mass mediów czy fake newsach. Postawili na biograficzne pierwiastki i własne doświadczenia, ale historie zawarte w tekstach mogą przydarzyć (i przydarzają) każdemu z nas. Tematykę świetnie podkreśla z kolei okładka z chłopcem wpatrującym się w telewizor czyli tytułową klatkę z niebieskim światłem. W porównaniu do "Babel" od razu też słychać, że postawili na ciężar i jest to granie jeszcze bardziej dojrzałe, co również chcieli podkreślić gościnnym udziałem Dereka Sheriniana (w utworze "Ghost Syndicate") oraz Marka Arnolda (niemiecki multiinstrumentalista znany między innymi ze współpracy z Unitopią czy The Tangent), choć zgrabnie balansujące między inspiracjami w rodzaju Dream Theater czy Threshold (a zwłaszcza tego drugiego) - trzeba przyznać z bardzo udanym skutkiem.
Zaczynamy od "Opening Sequence" czyli instrumentalnej uwertury przypominającej trochę motyw przewodni zaczynający jakiś program telewizyjny. Rozkręcający się gitarowo-klawiszowym motywem jest melodyjny, podczas gdy zarówno surowy bas Claudia Casaburi (pięknie wystawiony na przód) razem z marszową perkusją dociążają całość. Utwór nieznacznie zwalnia, by dać czas na gitarową solówkę Francesco Cavezzy, a następnie ponownie przyspiesza i wraca do początkowego fragmentu, by wraz z zerwaniem przejść do świetnego basowego wejścia w utworze drugim, znakomitym "The Ghost Syndicate". Wokalnie Lino di Pietrantoniowi blisko tutaj do wczesnego Dream Theater, choć ciężar wyraźnie jest wzięty z Threshold (okresu Andrewa McDermotta i Glynna Morgana). Jest surowo, dość głośno, ale w selektywny, warstwowy sposób. Skojarzenia brzmieniowe nieznacznie mogą wędrować tutaj także do kolegów Soul Secret, również włoskiego Kingcrow. Dodatkowo wyróżnia się w nim charakterystyczna barwa klawiszy Dereka Sheriniana, który zagrał w tym utworze gościnną solówkę. "A President Speech" zaczyna się łagodnie akustyczną gitarą, ale nie trwa to długo, bo niemal od razu przyspieszamy. Ponownie wyróżnia się tutaj linia basu i surowy wczesno Dream Theatorowy, Thresholdowy klimat, może nawet rodem z Symphony X czy Hakena. Mam też wrażenie, że panowie wyraźnie chcieli tutaj nawiązać do brzmienia metalu progresywnego z lat 90tych właśnie i brzmi to bardzo smakowicie. Całość zwieńczona finałowym pasażem pełnym ostrych riffów, rozpędzonych gitarowo-klawiszowych galopad, a nawet jazzującego fragmentu.
Instrumentalny przerywnik zatytułowany "Switch On" to z kolei cisza przed burzą. Delikatna melodia gitary i instrumenty perkusyjne przywołują elementy flamenco, wprowadzające do świetnego "Blue Light Cage" czyli utworu tytułowego z gościnnym udziałem Marka Arnolda, który przepięknie zagrał na saksofonie sopranowym. W tymże panowie pokazują swoje nieco bardziej liryczne oblicze. Jest nieco łagodniej, ale to nie znaczy, że całkowicie rezygnują z ostrego basu czy gitarowego riffu, który wybrzmiewa w końcowym fragmencie, na chwilę przed saksofonowym zakończeniem. Spokojnie jest także na początku w bardzo dobrym "We'll Become Dust", który znalazł się na miejscu szóstym. Dość szybko jednak przyspieszamy kolejną porcją surowego basu i gitarowego riffu oraz klawiszowych rozwinięć. To taki utwór, którego nie powstydziłoby się zarówno Dream Theater, jak i Threshold, czy nawet wspomniany już Kingcrow. Jednocześnie panowie z Soul Secret dość mocno w nim zaznaczają, że mają na siebie pomysł oraz własną tożsamość, nie kopiując ślepo swoich inspiracji, czy bardziej znanych formacji. Świetnie wypada następujący po nim "Going Home" z fantastycznym tempem, intrygującymi nieco przaśnymi klawiszami i ponownie zaglądając strukturą i melodyką do lat 90tych, zbliżając się może nawet nieco do brzmienia Haken, które na swoim ostatnim, także tegorocznym albumie zatytułowanym "Virus" nie zachwyciło.
W podobnej stylistyce utrzymany jest przedostatni na albumie równie udany "Jump Right In" w którym surowe gitarowe riffy doskonale łączą się z klawiszami Luci di Gennaro. Wyraźnie też słychać tutaj inspiracje Hakenem - cyrkowe rozbudowania znane z pierwszych płyt zespołu czy wczesnym Dream Theater - świetny, pokręcony pasaż wraz z mrocznym, lirycznym zwolnieniem rozpisanym wyłącznie na klawisze, a następujące narastający basową linią, perkusją i znakomitym wokalem Pietrantonio, po czym zaskakujący kolejnym trochę jazzującym rozwinięciem i wracając do początkowych ostrych dźwięków. Kończący album trzynastominutowy "Breathe and Recover" otwiera ciemny motyw klawiszy, po czym następuje świetne ostre wejście gitar i perkusji. Panowie bawią się tutaj jednak klimatem, bo kiedy wchodzi wokal, to nieznacznie zwalniają i kapitalnie budują napięcie oraz atmosferę ponownie rodem wyjętą z lat 90tych. Panowie sięgają tutaj także po nisko strojone, niemal djentowe riffy, które obecne już były na poprzednim krążku Włochów. Nie brakuje także zwolnień, zróżnicowanych wokali i polifonii, pomysłowych rozbudowań, znakomitej melodyjnej solówki gitarowej o ciepłym, nieco staromodnym brzmieniu, solówki klawiszowej i świetnego ciężkiego rozwijania motywów w długim pasażu instrumentalnym płynnie przechodzącego do epickiego zakończenia, które nieco przekornie zdaje się nawiązywać ostatnimi telewizyjnymi szumami ze śnieżenia, które go wieńczą do winylowego szumu z "Metropolis Pt. 2: Scenes From a Memory" Dream Theater.
Ocena: Pełnia |
"Blue Light Cage" podobnie jak poprzednik sprzed trzech lat to album może nie do końca odkrywczy, ale przede wszystkim bardzo solidny pod względem brzmienia i rozwiązań, jak również taki, do których będzie się wracać z przyjemnością. Soul Secret bardzo zgrabnie balansuje tutaj między nieco przykurzonym brzmieniem z początków metalu progresywnego, a nowoczesnością, nie zapominając przy tym o własnej tożsamości, która choć silnie zakorzeniona w inspiracjach, nie jest bezczelną kopią, a wręcz przeciwnie stanowi świetne przypomnienie o dawnej świetności tego gatunku i o tym, że wciąż mogą w nim powstawać płyty porywające i świeże. Słychać też, że jest to płyta o przemyślanej strukturze, nie pisana na odwal, ani na szybko. Soul Secret pozostaje nadal nieco w cieniu, ale mam nadzieję, że ten album zmieni sytuację i Włosi staną się bardziej rozpoznawalni. Soul Secret jest bowiem grupą, którą warto się zainteresować, a ich najnowszy i przy tym dopiero piąty album studyjny potwierdza nie tylko ich znakomitą formę, ale także, że Włosi nie zapominają o przeszłości i jednocześnie nie odcinają od niej kuponów. Wreszcie, "Blue Light Cage" to być może jeden z najlepszych albumów tego roku, choć jak sądzę, swoje opus magnum wciąż mają przed sobą.
Recenzja "Babel" z 2017 roku (tutaj).
Recenzja "Blue Light Cage" przedpremierowa.
Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Layered Reality Prod.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz