czwartek, 24 listopada 2011

RXXVI: Blue Jay Way, Mandalor, Shadowsight (23 XI 2011, Ucho, Gdynia)

Trójmiasto wzbogaciło się o kolejny bardzo ciekawy zespół. Obok grup, które konsekwentnie budują swoją reputację i należą niewątpliwie do najważniejszych młodych zespołów Trójmiasta, zaprezentował się pierwszy raz zespół Mandalor. Ciężko stwierdzić, kto był największą gwiazdą tego koncertu – wszystkie pokazały klasę i zagrały bardzo dobrze. No, ale zacznijmy od początku.

Filip Arasimowicz
Najpierw wystąpił zespół, który poniżej pewnego poziomu nie zejdzie chyba nigdy. Blue Jay Way zaprezentował utwory znane chyba już wszystkim, jak również zupełne nowości. Na początek „Zabójcze maszyny” – jeden z najświeższych kawałków, a później obok hitów jakimi są „A niech ma”, „Pierdolone życie”, „Amerykański” czy „Pragnę Cię” również inne nowości: „Utopijny świat” i bardzo interesujące ostre „Cztery Ściany”. 
Tomek Besser
Nie zabrakło też zawsze fantastycznego utworu „Ostatnie tchnienie” – przy którym nie mogło się obyć bez ciarek na plecach - co jest takiego w tym utworze? Nie wiem, ale należy do moich najbardziej ulubionych utworów BJW, obok „A niech ma” i dawno nie granego już „Opętanego”. Zagrali trzynaście numerów, jako ostatni wybrzmiał „Rock’n’roll” po czym udostępnili scenę chłopakom z Mandalora.


O tym drugim zespole trzeba napisać nieco więcej. Mandalor powstał z inicjatywy gitarzysty Piotra Ryżyńskiego i perkusisty Damiana Ciupińskiego. 
W październiku 2010 roku do duetu dołączył drugi gitarzysta – Dominik Niklas. Przez jakiś czas wokalistą zespołu był Mateusz Styk, jednak ten odszedł z zespołu, by dołączyć do Babiaków.
Piotr Ryżyński

Nieco później do Mandalora dołączył basista – Michał Geratowski. Z nowym wokalistą jednak Mandalor miał większy problem i szukali go ponad trzy miesiące i w końcu stanowisko gardłowego objął Oskar Charuta. Minęły cztery miesiące i Mandalor postanowił pokazać się na żywo. Nazwa grupy to z kolei gra słowna – odnosząca się zarówno do Mandalorian z Gwiezdnych Wojen, ale również do słowa „mandala” pochodzącego z religii hinduskiej, które jest odpowiednikiem chrześcijańskich ikon. Samo słowo oznacza zaś zdrowie, szczęście. Nie da się Mandalora jednoznacznie zaszufladkować, bowiem to, co chłopaki grają, wymyka się wszelkim klasyfikacjom – i bardzo dobrze, bo wcale nie miałem zamiaru przymierzać się do ustalania stylu. Nie oto przecież chodzi, żeby z góry wrzucać kapelę do worka z etykietką. Jak mówi gitarzysta grupy Piotr Ryżyński: Gramy co nam wpadnie do ucha i dobrze nam idzie. Nie ma w tych słowach ani krzty przekory, bo faktycznie dobrze im idzie. Ich granie to luźna mieszanka post-metalu z hard rockiem, punkiem, popem a nawet rapem. Gdzieś przemykają nawet stoner i groove metalowe skojarzenia – w każdym razie jest energetycznie, brudno i ciekawie.
Michał Geratowski

Mandalor zaprezentował zaledwie osiem kawałków – wszystkie jednak były ich własnymi kompozycjami, co już pokazuje zespół w bardzo dobrym świetle, że nie brali na warsztat żadnych coverów, tylko od razu uderzyli własnym pełnym setem. Trzy utwory zasługują na szczególne zauważenie, a przynajmniej mi właśnie one najbardziej wbiły się w pamięć. Pierwszy z nich to znany już niektórym z wrzuty bardzo interesujący „Pasożyt” – szybki, pędzący riff, chwytliwa melodia i świetny tekst. Rys lat 70 i 80 przywołujący polskie legendy takie jak TSA czy Turbo – rewelacja. Bardzo podobał mi się „Plan B” – równie przebojowy i szybki, momentami zbliżający się do punk rocka potraktowanego pustynnym niskim brzmieniem. Mateusz Fudala - gitarzysta zespołu Call The Fire Brigade powiedział mi niedawno, że u nas w Trójmieście powoli robi się zagłębie stonerowego grania. I coś w tym jest, Mandalor bowiem daleko do takiego grania nie ma, a na pewno gdzieś w kategoriach stoneru mieści.

Damian Ciupiński
Oskar Charuta
Dominik Niklas














Ciekawą odskocznią był nieco lżejszy utwór „Adrenalina”, w którym tekst został… zarapowany. On również bardzo dobrze zabrzmiał. Cóż jeszcze… duży plus za polskie teksty, bardzo dobra gra Ciupińskiego na perce, interesujący i sprawny wokal Oskara – więcej zadziorności i pewności siebie nie zaszkodzi i małe zastrzeżenie do postawy Dominika Niklasa – więcej ruchu, stać jak kołek przez cały czas, podczas gdy gitarzysta, basista i wokalista są w ruchu trochę nie wypada, no ale czepiam się.
Mandalor wszak debiutował – więc stres i spina swoje zrobiła, ale nie zmienia to faktu, że dali bardzo dobry, interesujący koncert. Trzymam kciuki za Ryżego i jego Mandalora – o tej kapeli pewnie będzie jeszcze głośno, a Blue Jay Way powinno mieć się na baczności, pojawił się poważny konkurent!

Ostatni zagrał zespół Shadowsight, który powrócił po kilku miesiącach milczenia w nowym, aczkolwiek tymczasowym składzie. Na perkusji wystąpił gościnnie Damian Ciupiński (gratulacje za wytrzymanie dwóch pełnych setów bębnienia) oraz basista Miłosz Gasiuk.
Miłosz Gasiuk
Na zgranie się zespół miał niecały miesiąc i ograniczony czas prób. 
(Patrząc od lewej) "Fiefiur" i Michał
Sądzę jednak, że wyszedł z tego fantu obronną ręką. Czy też raczej rękami. Na początek potężny „Nemesis”, następnie ani na moment nie zwalniający tempa „Marauders”, zaraz po nich melodyjny i pachnący Iron Maiden „Where The Eagles Fly”, nie zabrakło też zaśpiewanego przez "Fiefiura" (gitarzystę i współzałożyciela grupy) przebojowego i odśpiewanego razem z publicznością „Marco Polo” i utworów z najnowszej epki zespołu w tym również bardzo dobrego numeru „The Valley of Elah” inspirowanego biblijną przypowieścią o Dawidzie i Goliacie. Koncert zakończył numer „Pirates of the West”. Pomiędzy kolejnymi utworami zostały również zaprezentowane solówki – gitarowa Michała Marcinkowskiego oraz perkusyjna Ciupińskiego.

Finito koncertu Shadowsight
Shadowsight brzmiał mocno i wciągająco – tłum pod sceną bawił się naprawdę dobrze i w sumie się nie dziwię, bo chłopaki zagrali chyba najlepszy koncert w swojej karierze. Mimo pewnych niedociągnięć, pomyłek i problemów, do których przyznał się sam Marcinkowski, zespół pokazał klasę – jak powinien wyglądać dobry koncert oraz wraz z kolegami z pozostałych dwóch zespołów, że trójmiejska, wciąż jeszcze undergroundowa, scena muzyczna ma się dobrze i co najważniejsze rośnie w siłę.

Na koniec powinny być podsumowania, ale wszystko zostało już powiedziane. Cóż zatem? Tym razem mały apel do wszystkich producentów, wytwórni i tych, którzy są w stanie underground zmienić w mainstream (lub przynajmniej sprawić, że o tych – i innych zacnych – zespołach będzie głośniej również w kraju, a może nawet za granicą, a nie tylko w Trójmieście). Całkiem możliwe, że i tacy się znajdą pośród tych kilku, kilkunastu osób, które wchodzą na tego bloga i go czytają, za co serdecznie w imieniu swoim i wszystkich opisywanych (lokalnych i naszych mniej znanych krajowych zespołów) serdecznie dziękuje. Te trójmiejskie kapele udowodniły i jeszcze nieraz udowodnią, że są zespoły, które warto i trzeba wspierać, pomóc im się przebić. Jest ogromny potencjał i masa świetnych, ciekawych pomysłów – ciągle jednak brakuje kogoś, kto obróci stagnację, jaka od lat panuje w naszym kraju na korzyść tych zespołów. I nie tylko tych. Trójmiejskiej sceny muzycznej w ogóle. Im więcej się będzie o nich mówić, pisać i słuchać tym większe szanse będą miały na wybicie się. Te słowa, na moim blogu, to zaledwie mały krok, aby to zmienić, duży dopiero nastąpi, jeśli pomożemy im. Wystarczy chcieć, a czasem odrobina chęci może zdziałać więcej właśnie dla nich. Mały ruch pozwoli im przetrwać, a to jest najważniejsze nie tylko dla nich, ale i dla wszystkich, którzy cenią dobrą muzykę i zabawę na koncertach. Zarówno my fani, słuchacze, koledzy i koleżanki zaangażowanych w te projekty osób, ale również wszyscy Ci, którzy mają środki i kontakty, jesteśmy zdolni by poruszyć machinę, która choć sprawna, wymaga naoliwienia i wymiany części. Do dzieła!

7 komentarzy:

  1. http://www.youtube.com/playlist?list=PL0C9BC7857584B6CE video z Ucha

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę autor przestał słodzić swoim ulubieńcom i zaczął doceniać inne zespoły. Jednak w muzyce nie powinno się wytyczać kto dla kogo jest konkurencją , nawet jeśli jest to mówione żartem . Miło że wspomniałeś o undergroundzie , są także inne zespoły zasługujące na uwagę : Option Hoax , Hateseed , Ad Rem , Wściekłe Psy , mam nadzieję że przeczytam o nich tutaj nie długo . Pozdrawiam & uważam że ta recenzja jest jedną z Twoich lepszych na tym blogu .

    OdpowiedzUsuń
  3. "Słodzić" to starałem się nie słodzić, ale skoro ktoś tak uważa, to może coś w nich jest. Z tą konkurencją to w sumie jest trochę pół żartem pół serio, ale najważniejsze, żeby dobrze grali. Jeśli chodzi o większość wymienionych przez Ciebie zespołów to widać nie zaglądasz na mojego bloga za często - poszukaj w miesiącach dobrze a znajdziesz i o nich. W przyszłości pojawią się może i kolejne na temat tych zespołów. Cieszę się też, że ktoś docenia to, co pisze i dodam od siebie, że staram się rozwijać swoje pióro, żeby każdy popełniany tekst był jeszcze lepszy i (a może i zwłaszcza) ciekawszy od poprzedniego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmień tego bębniarza na perkusistę - bębniarz to znienawidzone przeze mnie określenie, bo kojarzy mi się z czarnuchami grającymi na bongosach. ciupaz

    OdpowiedzUsuń
  6. Update: Damian Ciupiński został oficjalnie perkusistą zespołu Shadowsight. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń