Scena kanterberyjska z Norwegii? To nie mogło się nie udać!
Otwierający album - pięciominutowy - "Rules Of A Mad Man" o lekkim psychodelicznym, ale i przebojowym zabarwieniu, a do tego kapitalnie bez zbędnych ozdobników wprowadza słuchacza w znakomity nastrój i atmosferę tamtych lat odtwarzanych przez Needlpoint. Dłuższy, prawie ośmiominutowy "I Offered You to the Moon" również ma w sobie coś z psychodelicznej atmosfery, ale nie brakuje tu swobodnego sięgania po jazzujące czy może nawet bluesujące formy rozpiętych między fantastycznymi perkusjonaliami, klawiszowymi pejzażami i znakomitych charakterystycznych dla tamtych czasów wyciszonych, wietrznych wokali i wreszcie masywnego instrumentalnego pasażu finałowego. Jakże sympatyczne są nieco ponad trzy minutowe "Web Of Worry" o folkowym, sielskim brzmieniu czy "So Far Away". Świetny jest także prawie cztero i pół minutowy "Where the Ocean Meets the Sky" o czarującej jazzującej atmosferze, znakomitym basie prowadzącym całą kompozycję, której nie powstydziliby się wymieniane wyżej zespoły. Fantastyczne jest tutaj również energetyczne, pulsujące rozbudowanie w środkowej części utworu, czy zaskakujące zakończenie, tuż przed tym jak ma się wrażenie, że zaraz poszaleją.
Sielsko, folkowo
ponownie jest w "Carry Me Away", ale i tu panowie zaskakują fenomenalnym
jazzującym rozwinięciem instrumentalnym i przepięknym finałem
zbudowanym wokół chóru. Folk uśmiecha się do słuchacza także w
lirycznym, deszczowym przedostatnim na płycie utworze, zatytułowanym
"Another Day", po czym otrzymujemy jedyną bardzo długą kompozycję, a
mianowicie utwór tytułowy. Prawie jedenastominutowy numer to prawdziwy
popis umiejętności muzyków i ich zamiłowania do brzmienia sceny
kanterberyjskiej (przypomnę, że mamy do czynienia z Norwegami!).
Usypiający, folkowy wstęp, rozwijający się leniwie, psychodelicznym i
kołysząco. Panowie fenomenalnie przełamują się około czwartej minuty i
rozbudowują atmosferę przestrzennym pasażem instrumentalnym - pulsacjami
perkusji, partią klawiszy i wibrującym basem, wreszcie cudną partią
fletu i następnie kapitalnym nabierającym tempa rozszalałym dialogiem
między masywnym tłem, a gitarową solówką. Następnie płynnie przechodzą
do leniwej części wokalnej i tylko szkoda, że kiedy znów wchodzi
gitarowa solówka, a zespół zaczyna przyspieszać, całość się wycisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz