piątek, 16 sierpnia 2013

RXVI: Budgie - Bandolier (1975)


Napisał: Marcin Wójcik

„Wszyscy muzycy to wojownicy” – jak głosi tytuł utworu Wojciecha Waglewskiego. Muzycy Budgie również – o czym dowodzi album „Bandolier” z 1975 roku.
Zastanawiałem się nad tym, który album walijskiego trio opisać tym razem. Faktem jest,  że powinienem wreszcie opisać album debiutancki z roku 1971. Jednak ten, zostawię na koniec. Był już mój ulubiony „Never Turn Back On A Friend”, a także „In For The Kill”. Pominąłem jednak „Squawk” (1972), by sięgnąć właśnie po „Bandoliera”. Myślę, że jest to album ciekawszy od „Squawk” czy nawet debiutanckiego. Moim zdaniem stanowi pewnego rodzaju kamień milowy w twórczości grupy.

Na tej płycie znalazło się 6 utworów, tradycyjnie, długich i rozbudowanych. Został wydany nakładem wytwórni MCA i był to ostatni album nagrany dla tej wytwórni. Okładkę jak zwykle zdobi malowidło prezentujące spersonifikowaną papużkę, stylizowaną na żołnierza Napoleona. Już przed rozpoczęciem słuchania, po samym tytule i okładce można spodziewać się, że płyta będzie rebeliancka, pałająca atmosferą wojny i buntu.
Cóż znaczy słowo „Bandolier”? Wikipedia odpowiedziała najszybciej: „Bandolier, także bandolet (z fr. bandoulière pas przez ramię) – szeroki pas skórzany lub parciany przewieszony przez lewe ramię żołnierza, podtrzymujący broń palną i ładownice.”  Jaką zatem broń ma trzymać ten pas? Na pewno muzyczną, tylko wymierzoną przeciw komu? A może przeciw czemu?

Budgie wyciąga ze swojego bandoliera pierwszy pocisk: „Breaking All The House Rules”. Utwór stanowi typową dla zespołu kompozycję. Osoba zapoznana z twórczością Walijczyków nie będzie zaskoczona – chwytliwy, klasyczny z dzisiejszej perspektywy, riff i rozbudowana, bogata forma. Najciekawszy jednak jest tekst.   Podmiot liryczny zachęca dziewczynę do złamania domowych zasad, zachowania wbrew dobremu wychowaniu. Zapewne chodzi o zaloty, miłostki, rozluźniene obyczajów. Odnoszę wrażenie, że jest to bunt młodego człowieka przeciwko sztywnemu, konserwatywnemu wychowaniu, powszechnie wówczas panującym w niemal każdym brytyjskim domu. Młodość, mówią, musi się wyszumieć. Tak więc pierwszy strzał z broni zawieszonej na bandolierze, jest skierowany w domowe zasady.

Najspokojniejszy utwór na płycie „Slip away” to numer dwa. Słowniki podają, że słówko „slipaway” ma dwa znaczenia. Pierwsze: „wyśliznąć się”, „wymknąć” (idealnie odnosi się do powiedzonka „wyjść po angielsku”) lub „odejść”, „umrzeć”. Słowo klucz, które ma niebagatelny wpływ na interpretację tekstu. Świetna gra pomiędzy słuchaczem a autorem! Jeśli owe słowo klucz będziemy rozumieli jako „wymknąć się” usłyszymy muzyczną namowę do opuszczenia jakiegoś miejsca, o świcie, bez pożegnania. Może to oznaczać wyjście z całonocnej imprezy bez pożegnania gospodarza i gości, z którymi bawiliśmy się całą noc. Słowem niegrzeczne zachowanie, niezależne w sumie od okoliczności.


Natomiast jeśli będziemy interpretowali tekst w kontekście śmierci – mamy do czynienia z czymś zupełnie odwrotnym. Z piękną śmiercią we śnie, odejściem o świcie, przed obudzeniem reszty domowników. Do tego jest mowa o spadających liściach – czyli mamy jesień, jesień życia i przy okazji dobry moment na odejście.
Ostatecznie trudno stwierdzić, która interpretacja jest prawidłowa. Utwór muzycznie jest bardzo spokojny, mamy gitarę akustyczną, okazjonalnie pojawiającą się perkusję, pojękiwania gitary elektrycznej. Brzmi jak pożegnalna ballada. Jednak w moim odczuciu, owy klimat pasuje do obu rodzajów odejść, pożegnań. Znając zamiłowanie Burke Shelley’a do czarnego humoru w tekstach, zabawy słowami, dowcipnych porównań – można stwierdzić, że mowa raczej o pierwszej, wyżej podanej sytuacji. Ale właściwie kto wie?

„Who Do You Want For Love?” to utwór będący jaskółką zmian w stylistyce Budgie. To początek skłonu w kierunku funky, którego coraz więcej będzie można usłyszeć na kolejnych płytach, czyli „If I were Britannia I’d waive the rules” (1976) oraz „Impeckable” (1978).
Numerek czwarty, czyli „I can’t see my feelings” – mój ulubiony utwór z płyty i całej twórczości zespołu w ogóle. To strach przed bezdusznością, nieodczuwaniem (na które cierpiał Kanada, bohater powieści „Ulica” Daniela Odii, znanego słupskiego pisarza). Genialny riff zbudowany na trzech akordach. Świetnie współgra tu gitara akustyczna z elektryczną – grają te same partie, brzmi to bardzo ciekawie i za razem przyjemnie.

Album zamyka piękna ballada „Napoleon Bona Parts 1 & 2”, uznawana za jeden z najsłynniejszych utworów grupy. Rzeczywiście, na upartego, można podzielić kompozycję na dwie części, zarówno w warstwie testowej jak i muzycznej. To jednak u Budgie żadna nowość, gdyż można tak zrobić z niejednym ich dziełem, szczególnie z „You’re the biggest thing since powdered milk” z trzeciej, wspomnianej na początku płyty „Never Turn…”. Niemniej piękny to utwór z ciekawym literacko tekstem. Ciekawostką jest też gitara, w kilku momentach imitująca tętent końskich kopyt. Dziś nie brzmi szczególnie odkrywczo, ale wciąż ciekawie. Wtedy musiało piorunować…

Reasumując: „Bandolier” to ciekawa płyta, szczególna w dyskografii zespołu. Po pierwsze – ostatnia stworzona pod skrzydłami MCA. Po drugie – słychać w niej nadchodzące zmiany, których pełny odzew można usłyszeć w następnych nagraniach grupy. Przykładem jest utwór „Who do you want for your love?”. Zdecydowaną ciekawostką jest też tekst utworu „Slipaway”. Polecam, jest nad czym pogłówkować.



Budgie - Never Turn Back On Your Friend (1973) do poczytania tutaj
Budgie - In For the Kill (1974) do poczytania tutaj

1 komentarz:

  1. Cały tekst "Slipaway" jest pełen takich łamigłowek, mój ulubiony fragment to :
    "And the reason
    That I told
    Is the feeling of never getting old
    Growing old with you"
    tez mozna sobie róznie interpretowac :)

    OdpowiedzUsuń