poniedziałek, 12 sierpnia 2013

W Cztery Uszy 2: Modern Lies - Mimo wszystko EP (2013)


Druga część cyklu "W Cztery Uszy" została nagrana już na początku maja, ale trochę przeleżała na swój moment. Ten moment nadszedł. W tej odsłonie, razem z redaktorem Wójcikiem rozmawiamy o Modern Lies i ich debiutanckiej płytce. O sobie piszą, że są "drugoplanowym rockiem indyjskim z Krakowa", niedawno wrócili z tegorocznego Węgorzewa, a cztery utwory, które nagrali na swój krótki debiutancki materiał są po polsku. Może są kapelą drugoplanową, ale mamy nadzieję, że to się zmieni, bowiem w naszym odczuciu są zdecydowanie pierwszorzędni.

Lupus: Niedawno trafiliśmy na bardzo interesującą płytkę "Mimo wszystko" zespołu Modern Lies pochodzącego z Krakowa i śpiewają po polsku. Marcinie, jak Ci się jej słuchało?

Marcin: Dobrze. Jest to przyjemna, energetyczna, bardzo konkretna propozycja. Czuć w niej młodzieńczy flow, powiedziałbym nawet, że gimnazjalny, ale nie w pejoratywnym znaczeniu, ale tym jak najbardziej pozytywnym. Słychać w niej siłę nastoletniego wieku.

L: Na epce zespołu znalazły się cztery utwory utrzymane w indie rockowym klimacie. Zanim przejdziemy do rozmowy o samych kawałkach i tekstach, poruszę inną kwestię. Ostatnio bowiem trafiłem na takie dziwne określenie: "druga fala indie rocka". Co o tym sądzisz?

M: Ja się w ogóle z takim określeniem nie spotkałem i ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Z samym indie rockiem jako gatunkiem, graniem, zapoznaję się dopiero od niedawna i bardzo mi się podoba, staram się nawet grać w takim klimacie, ale wydaję mi się, że jest to powrót do czegoś dobrego, do czegoś co już wcześniej jakiś czas istniało i było na topie. Wiele mówi się o tym, że rock'n'roll zjada swój ogon, że powtarza się te same schematy, nawet, że grunge jest już stary i nieświeży, ale z drugiej właśnie strony, jeśli pojawia się coś takiego jak "druga fala" i powrót do rzeczy, które kiedyś już były i odświeżanie tego co było dobre i intrygujące, a nawet mimo wszystko powielania tych schematów pokazuje, że da radę radę stworzyć w tym temacie coś równie ciekawego jak w pierwotnym i oryginalnym gatunku.

L: Ja z kolei nie lubię, wręcz nie znoszę, takich określeń, szufladek, bo nie umiem się do nich odnieść, zwłaszcza, że nigdy do końca nie pojąłem, nie zrozumiałem czym tak naprawdę jest ten cały indie rock. Dla mnie jest to po prostu gitarowe granie...

M [ze śmiechem]: Krótko i na temat. Wydaję mi się, że indie tak naprawdę polega na tym, że spotyka się grupa muzyków, gra kilka prostych akordów z równie prostą solówką, lub nawet bez niej, mamy tekst opowiadający jakąś konkretną historię, a całość jest zagrana z energią i ludziom się to podoba. Jest chwytliwy. Sądzę, że to jest właśnie kwintesencja indie rocka.

L: Ciekawie to ująłeś. Wracając jednak do mojej wcześniejszej wypowiedzi: trafiam na takie określenie, chyba nawet czytając jakieś recenzje tej płytki i byłem dość mocno zdziwiony. Jednakże zaintrygowany ich muzyką, posłuchałem całej epki i podszedłem do niej z takiej perspektywy: proste i porządne gitarowe granie, z wpadającym w ucho tekstem i melodyjnym sosem. W takim graniu dla mnie jest też ważny przekaz w śpiewanym tekście i tu muszę zauważyć, że chłopakom udało się zawrzeć w krótkiej formie naprawdę solidnie napisaną treść i przy tym naprawdę fajnie ujętą w klamry granej przez nich muzyki.

M: Właśnie, mi też bardzo podobały się teksty utworów, bo jest w nich prosty i jasny przekaz, w dodatku atrakcyjny dla młodzieży, nawet tej gimnazjalnej. Co więcej, przede wszystkim jest po polsku, zagrane co prawda po brytyjsku, ale są one buntownicze, nie namawiają nas jednak do niszczenia tego, co jest wokół nas, ale właśnie mówiące o buncie wynikającym z wieku. Ponadto jest to też kapitalna forma pokazania młodzieży, że można u nas o takich sprawach też zagrać w brytyjskim, nawet amerykańskim stylu, ale z polskim tekstem i z tą samą energią, siłą i prostotą. Prostotą, która w takiej muzyce powinna po prostu tkwić.

Modern Lies: (od lewej) Dawid Gilowski, Rafał Ryszawy, Paweł Tetłak i Maciej Juraszek
L: Przejdźmy zatem do samych utworów. Epkę otwiera kawałek "Chemia", naprawdę wkręcający się w głowę numer opowiadający jak sądzę, o braku chemii między pewnym chłopakiem, a dziewczyną. Bardzo ciekawe jest sprowadzenie tego tematu do szkolnego przedmiotu: od razu miałem przed oczami jakiegoś szalonego profesorka, który ślęcząc nad różnymi probówkami usiłuje stworzyć związek idealny.

M: Twoje skojarzenie przypomniało mi trochę kreskówkę "Atomówki". Tam właśnie było coś takiego: "cukier, słodkości, różne śliczności" i na koniec "związek X". Trzymając się dalej tego gimnazjum, bo bardzo mi to tu pasuje, można porównać go do pierwszych lekcji chemii, wrażeń i zagadnień, które młody człowiek dopiero poznaje, tak samo można to sprowadzić, do pierwszych miłości, nawet zawodów z nią związaną, właśnie do tego pierwszego momentu... Potem gdy już znajdziemy kogoś na stałe, zrobimy się starzy i grubi, będziemy mieli dzieci i będzie rutyna, to się już inaczej na wszystko patrzy. A tu jest właśnie energia, młodość, spontaniczność i świeżość.

L: Ja to się nawet łapałem na tym, że ten refren razem z chłopakami sobie nuciłem [śmiech].

M: To jest właśnie siła indie rocka i takich utworów. Prosty, łatwo zapamiętywalny refren, który powoduje, że potem pod prysznicem sobie nucimy. Ja coś takiego miałem też z Pomelo Taxi i nuciłem sobie ich utwór "Gents" właśnie pod prysznicem... a z nim też kojarzy się świeżość... [śmiech].

L: Również w pozostałych utworach mamy świetne teksty, które choć nie poruszają niczego nowego, bo wszystko gdzieś się już słyszało, ale wpadają w ucho. Taką samą fazę na powtarzanie pod prysznicem miałem też przy kawałku "Halo", cytuję: "Halo, czy Ty wiesz gdzie jesteś? Halo, czy Ty znasz to miejsce?" [śmiech].

M: W pełni się z Tobą zgadzam, kawałek "Halo" jest kapitalny! Jest też takim zawołaniem do ogarnięcia się, rozejrzenia się po rzeczywistości i jednocześnie nie stracenia tej młodości. To teraz zresztą takie modne wśród młodzieży słówko: "ogarnij się"...

L: Prawda. Przelatują wszystkie cztery kawałki i puszcza się je ponownie. I nawet jeśli, w czwartym "Przegrywamy czas" napięcie trochę siada, to chce się po prostu więcej...

M: Otóż to. Sądzę, że to jest dość typowe dla indie rocka, dostajemy przystawkę, a chcielibyśmy zjeść od razu całe danie. Zgodzę się też, że ten utwór jest słabszy, ale jednocześnie jest takim hamulcem, który daje do zrozumienia, że musimy wysiąść i poczekać na więcej, są bardzo interesujący i warto nastawić ucho na ich kolejne kawałki.

L: Myślę, że warto tutaj też zastanowić się nad inspiracjami chłopaków. Mi osobiście, dość mocno zapachniało T.Love, czy nawet poznańskim zespołem Kumka Olik, też przecież grający polskojęzyczny indie rock przez chłopaków w zbliżonym wieku. W przypadku Kumki Olik i Moder Lies podobieństwa słychać zwłaszcza przy porównaniu do dwóch pierwszych płyt, odnoszę bowiem wrażenie, że przy trzeciej płycie trochę się zagubili nawet nie w labiryncie pomysłów i poszukiwań, ile powielaniu tej samej formuły, czego nie życzyłbym Modern Lies. Dobrze by było, żeby zachowali tę świeżość i młodość, o której cały czas mówimy, ale jednocześnie, żeby nie zaczęli za szybko zżerać swojego ogona i nie wzbudzali kpiących uśmieszków, jak miało to miejsce przy "Nowym Końcu Świata" Kumki Olik, której po prostu się już nie dało słuchać.

M: Kumka Olik grała nawet w Moto [Rock Pub w Słupsku - przyp. red.]... ale tak masz rację. Indie ma jakiś swój schemat, bo jak się go bardziej skomplikuje, to już przestanie być indie, ale wydaję mi się, że jak będzie się cały czas pracowało nad świeżością i taką właśnie gimnazjalną młodością, to można wciąż z niej czerpać i tworzyć ciekawe granie. Ważne żeby znaleźć własny klucz, który zachowa to, co w tym gatunku najważniejsze, ale jednocześnie będzie sprawiał, że nie będzie się za szybko, a zwłaszcza szybko nudzącej się młodzieży, nudziło. Mówiłeś też o tej "nowej fali", skoro istnieje coś takiego, to znaczy, że można wciąż grać to samo, ale w sposób oryginalny, poruszający i ciekawy.

L: Dokładnie. Nawiązując jeszcze do T.Love, ten zespół grał i nadal gra trochę inną muzykę, ale to, co mnie zawsze interesowało na ich płytach to świetne teksty...

M: Tym bardziej, że oni są już dojrzałymi muzykami i obserwatorami rzeczywistości to też się odbija w ostatniej płycie "Old Is Gold"...

Modern Lies w Węgorzewie
L: Zresztą "Old Is Gold" to naprawdę świetna płyta, czy też raczej płyty. Kapitalnie pokazuje ona, że można zachować pierwotne założenia stylu, który się wypracowało, czy też wokół których się dany zespół obraca i dołączyć do niego mocne teksty. Na co jeszcze zwróciłem uwagę, że na tych płytach, po kilku mniej udanych, wrócić do grania w duchu pierwszych płyt, nawiązując do "Wychowania", "Pocisku Miłości", "Kinga", "Prymitywa" czy nawet "Ala Capone" i "Chłopaki nie płaczą" i jednocześnie zaznaczając, że nie są już tymi samymi ludźmi co kiedyś. Wydaję mi się, że super sprawą by było, gdyby Modern Lies poszło właśnie w taką stronę, żeby patrzyli bardziej na starych wyjadaczy pokroju Muniek Staszczyk z zespołem T.Love, aniżeli, żeby zamykali się w wąskim polu grania w każdym numerze tego samego, a w rezultacie zrażenia do siebie.

M: Tak właśnie. Sądzę, że gwóźdź tkwi w przekazie. Nie tylko jest prosty i czytelny, ale także jest takim dzwonem w twarz, takim jaki dostajemy od dziewczyny czy chłopaka, gdy za bardzo się do niej czy do niego przystawiamy będąc po kilku głębszych [śmiech].

L: Zatem podsumujmy. W naszej epkowej skali: ile byś dał chłopakom za płytkę "Mimo wszystko"?

M: Kiedyś była mowa, żeby za wysoko nie oceniać, ale ja bym dał pełną ocenę, czyli piątkę, bo mnie ich muzyka naprawdę porwała, czuło się w niej naprawdę duży potencjał i polot. Podoba mi się ta estetyka, podoba mi się ten przekaz i przede wszystkim podoba mi się to, że śpiewają po polsku i się tego nie wstydzą i nie będą tego próbowali, a nawet jeśli kiedyś zrobią jeden, dwa numery po angielsku, to mimo wszystko, będą się trzymać polskich tekstów. Jednak jak się słucha polskich zespołów tworzących po angielsku to często ma się wrażenie, że to nie jest to, po sobie wiem, że nie ma tego akcentu co trzeba... bo jestem Polakiem, a nie Anglikiem. I tego samego powinni trzymać się chłopaki z Modern Lies, ponieważ typowo brytyjską muzykę w bardzo dobry sposób łączą z polskimi tekstami i naszą rzeczywistością.

L: Ja z kolei, dam chłopakom solidną czwóreczkę, a mianowicie z trzech powodów. Po pierwsze, mamy trzy świetne utwory, z "Chemią" i "Halo" na czele, które świetnie się wkręcają w pamięć. Po drugie, dlatego, że ostatni numer "Przegrywamy czas", choć wcale zły nie jest, trochę odstaje od całości, jakby specjalnie spuszczał trochę z tonu. A po trzecie, za bardzo fajną grafikę na okładce, bardzo bowiem się różni od tych, które zwykle daje się na płyty indie rockowe. Przede wszystkim daję też chłopakom duży kredyt zaufania, że jeśli będzie, kolejny materiał, a mam nadzieję, że będzie, może nawet dłuższy: tak powiedzmy do trzydziestu kilku minut i zawartości siedmiu, ośmiu numerów, a jednocześnie stworzony z samym takim zapałem i świeżością jak ta epka, z kolejnymi mocnymi polskimi tekstami, że przyciągną do siebie kolejnych, nie tylko młodych, fanów, ale także żeby wiedzieli czego chcą. Zachęcamy wszystkich do posłuchania płytki chłopaków i jednocześnie pozdrawiamy bardzo serdecznie chłopaków z Modern Lies, z Bulwaru Nadmorskiego w Gdyni.

Ocena Marcina Wójcika: 5/5
Ocena Lupusa: 4/5
Ocena ogólna: 4,5/5

Strona facebook zespołu dostępna pod tym adresem, a na bandcampie zespołu można odsłuchać dwóch z czterech kawałków: "Halo" oraz "Przegrywamy czas": bandcamp Modern Lies.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz