środa, 21 listopada 2012

WNS XVI: Trupa Trupa, IdiotHead

Trupa Trupa podczas jednego ze swoich koncertów

IdiotHead podczas jednego ze swoich koncertów
Dwa różne polskie miasta i dwa różne zespoły. Jeden z materiałem starszym, a drugi z tegorocznym. Oba bawiące się konwencją. Jeden (zresztą kolejny w ostatnim czasie) grający jakby uciekł z lat 60 i 70, a drugi szukający nowych tożsamości i środków artystycznego wyrazu w szeroko pojętym rockowo-metalowym graniu. W kolejnej, szesnastej części cyklu zapraszam do poczytania o gdańskiej grupie Trupa Trupa i wrocławskim IdiotHead, który zrodził się z innego wrocławskiego zespołu CO.IN...



1. Trupa Trupa - LP (2011)

O gdańskim zespole przez jakiś czas było w Polsce głośno (Sztorm Roku, czyli kulturalna nagroda Gazety Wyborczej w kategorii muzyka, pozytywne recenzje m.in. w Newsweeku, Dużym Formacie, Uważam Rze, magazynie Vice, obecność na składance radiowej trójki Offensywa 4 a zwieńczeniem tego był koncert na tegorocznym Open'erze na scenie Alter Space), a ostatnio wszystko trochę ucichło. A to za sprawą pracy nad drugim albumem, który muzycy nagrywają właśnie w Nowej Synagodze w Gdańsku Wrzeszczu. Premierę albumu zapowiadają na kwiecień 2013, a tymczasem już od września na antenie TVP Kultura można oglądać koncert zespołu, który został zagrany i zarejestrowany 23 stycznia 2012 roku w foyer gdyńskiego Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza, a którego emisję telewizja wykupiła na najbliższe cztery lata. Za nim przyjdzie nowa płyta, warto przyjrzeć się zaś debiutanckiemu longplayowi.
Z wydanej nieco wcześniej epki został tylko jeden utwór, na pełnym metrażu nie ma też utworów po polsku, a szkoda. Całość utrzymana w klimatach psychodelicznego rocka lat 60 i acid rocka lat 70, ale nie będę tu rzucał znanymi i kultowymi zespołami zagranicznymi. Brudne brzmienie i odbijana perkusja i kapitalnie współgrające klawisze dodające całości niezwykłego klimatu. Wokal Grzegorza Kwiatkowskiego trochę przypomina Morrisona, ale według mnie bliżej mu do młodego Muńka Staszczyka. Same utwory są raczej nieśpieszne, wolno i przyjemnie płynące w przestrzeni z kilkoma szybszymi fragmentami i efektami, tam gdzie od początku jest szybciej zbliża się trochę do eksperymentów Jacka White'a czy gdyńskiego, wczesnego Kiev Office. Nie wiem jakim cudem przegapiłem tą płytę, ale jeśli ktoś też ją przegapił powinien jej posłuchać, jest to bowiem bardzo dobry i wciąż świeży debiut. Mam nadzieję, że kolejny album będzie równie zaskakujący oraz, że tym razem nie zabraknie na nim polskich tekstów, bo choć angielskie są bardzo przekonujące i ciekawe, wiem, że te polskie u Kwiatkowskiego będą mocniejsze i bardziej poruszające. Ocena: 5/5



2. IdiotHead - Free Market Music EP (2012)


Na WAFP Avatar popadł w niemal bezgraniczny zachwyt nad najnowszym projektem muzyków CO.IN. Przyznam się, że nie znam osiągnięć tamtego zespołu, więc nie będę odnosić się do tego co było, a co jest. Nie znam też innego projektu udzielających się tutaj muzyków, jakim jest Bipolar Bears, więc i do tego projektu się nie odniosę. Projekt jakim jest IdiotHead stanowi połączenie elektroniki z rockowym brzmieniem, często zahaczającym o niemal hardcore'owe skojarzenia.
Całość może przywodzić skojarzenia z Toolem dodatkowo przefiltrowanym przez przestrzenie, industrialne trzaski i czasami podbijanym wokalem. Gdzieś też przemknie nu-metalowy szlif, całe szczęście jednak nie epatuje się nim w takim stopniu, żeby wywołać konwulsje u słuchacza, który od dawna tego gatunku nie trawi. Najciekawsze momenty płytki to wybrany na singiel "Free Market Music", w którym w ramach jednego utworu dzieje się aż za dużo, a przy tym nie ma się poczucia przytłoczenia oraz "Karen Pommeroy", który to najpierw otwiera psychodeliczny elektroniczny techno wjazd połączony z wolnym ciężkim riffingiem i takąż perkusją, po czym zaczyna się z początku Toolowy spokojny fragment, który po chwili wybucha The Oceanowym czołgiem również za sprawą growlu, a do tego na koniec mamy delikatne klawiszowo-gitarowe wyciszenie, które nagle znowu wybucha do agresywnych obrotów. Do nich należy też "Fucking Orthodox Pieces Of Shit", który trochę jakby został wyjęty z jakiegoś zespołu parającego się metalem progresywnym (elektroniczne tło), do tego wrzucono ponownie Toola i smaczek w postaci Type O Negative i ponownych sludge'owych uderzeń. To raptem sześć numerów. Pozostałe dwa to remiksy, które choć są klimatyczne i na swój specyficzny sposób ciekawe, to nie przemówiły do mnie zupełnie.
Niewątpliwie jest to epka godna uwagi, bo pokazująca dobitnie, że w Polsce są zespoły ciekawe i umiejętnie potrafiące łączyć w oryginalny sposób odmienne stylistyki i inspiracje. Oby kolejne wydawnictwo IdiotHead było równie bezkompromisowe i w jakiś sposób nowatorskie, a także zostali zauważeni, bo, to co robią jest naprawdę dobre. I chyba podzielam ten niemal bezgraniczny zachwyt Avatara, spróbujcie przekonać się sami, bo warto. Ocena: 5/5


Płytkę IdiotHead można posłuchać i pobrać za darmo ze strony zespołu.

2 komentarze:

  1. Przez pięć minut zastanawiałam się , co ma znaczyc nazwa "Trupa trupa". ale dotarło :) a ich muzyka bardzo mi sie spodobała. IdiotHead nieco mniej.
    p.s. popraw sobie na początku "Witloda" na "Witolda" bo Cię zacznie straszyć po nocy. ;p

    OdpowiedzUsuń