środa, 20 lipca 2011

WNS III: Arcane Deception, World To Ashes

Nieoczekiwanie, przekopując się przez kolejną sporą turę płyt trafiłem na kilka ciekawych zespołów obracających się przede wszystkim w ramach melodyjnego death metalu, ale nie tylko. Niektóre z nich wydały już pełnowymiarowe materiały, a niektóre dopiero debiutują. W późniejszym czasie zajmę się długogrającym materiałem, na pierwszy ogień idą dwa krótkie płyty: Arcane Deception - Arcane Deception EP, World To Ashes – Of What There Is To Come EP .

1. Arcane Deception – Arcane Deception EP (2011)


Zespół powstał w listopadzie 2008 roku w New Delhi w Indiach. 17 kwietnia 2011 roku zrealizowali swoje pierwsze wydawnictwo, zatytułowane po prostu tak jak zespół.
W skład zespołu wchodzą: gitarzysta Saurabh Seth, basista i wokalista Manu Tyagi, perkusista Siddharth Kaushik i klawiszowiec Kshitij Banerjee. Współtworzona przez nich muzyka to wypadkowa groove, death i metalu progresywnego.

Płytkę otwiera numer „Troops In Oblivion”. Wolne melodyjne wejście i pojawiają się szybkie tempa oparte na riffach i ciekawych klawiszach. Interesująco na tle muzyki przywodzącej na myśl typowy metal progresywny w rodzaju DT wypada bardzo dobry growlowany wokal. Patenty melodyczne gitar z kolei bardzo przypominają te z melodyjnego metalu.
Drugi kawałek (tytułowy) zaczyna się od klawiszowej orkiestracji, uderzenia perkusji i wrzasku. Tempo jak w poprzednim utworze, dość szybkie, a riffy gitar współgrają z klawiszami, które odnoszę wrażenie spełniają w twórczości AD dużą rolę. Klawiszowe zwolnienie w środku utworu – czy nie zapachniało dawnym DT. Czysty wokal, przez chwilę instrumental utrzymany w spokojnym klimacie, następnie lekko przyspiesza – solówka gitarowa i klawiszowa i ponownie zwolnienie z growlem aż do zejścia.
Tróka to „Arcane Pain” – smutna, wietrzna gitarowa zagrywka i przyspieszamy. Znów pachnie epickim melodyjnym heavy metalem, przywodzącym nawet na myśl Iron Maiden. Ten numer jest nieco tylko wolniejszy od dwóch poprzednich, z takim trochę skocznym jakby dyskotekowym szlifem. Solo w połowie kawałka zapachniało nawet Dragonforcem, choć nie jest aż tak sztucznie i pompatycznie. Zwolnienie oparte na klawiszach i kolejne gitarowe solo. I przyspieszenie na zakończenie. Cztery: „Ghost in the Ghetto”. Wolne perkusyjno-klawiszowe wejście, krzyk i uderzenie rwanych riffów. Podobne tempo jak w poprzednim. Wysuwający się na wierzch dźwięk klawiszy. Przy końcówce niemal doomowy pasaż, zatrzymanie i powrót do szybkich temp, w których zostajemy do końca.
Ostatni jest „Coup de Grace”. Uderzenie perkusji i melodyjnej gitary. Średnie tempa, growl. Bardziej pędzący szlif, chóry w tle. Gdzieś przemyka po głowie Iron Maiden z ostatnich płyt.
Przy końcówce znów klawiszowy pasaż i gitarowe solo. Już – w sumie dwadzieścia osiem minut grania.

Na pewno nie jest to materiał świeży czy odkrywczy. Słucha się go dość przyjemnie, choć bez większej satysfakcji. Interesująca jest okładka i bardzo dobra jakość nagrania, szkoda tylko, że zabrakło oryginalności i pomysłu, wszystko już gdzieś bowiem było, a utwory są trochę za długie (średnio pięć minut, najdłuższy ma około siedem). Tę płytę można potraktować jedynie jako egzotyczną ciekawostkę.3,5/5

2. World To Ashes – Of What There Is To Come EP (2007)


O tym zespole wiem równie niewiele. Powstał w 2005 roku w Niemczech i dotychczas wydał dwa wydawnictwa: epkę „Of What…” w 2007 roku i debiutancki album długogrający „In Contemplation Of Death” w 2009. Skład grupy wyglądał następująco: na basie Sascha Hornberger, na perkusji Achim Wiedemann, Lorentz Schmidt i Daniel Muchy na gitarach, Christoph Zachariasz na wokalu i Andreas Moritz na klawiszach. Aktualnie zespół przechodzi zmiany personalne i szykuje materiał na drugą płytę.

Epkę otwiera „Crown Of Victory” - ciemne niemal black metalowe intro oparte na orkiestracji i dudniących bębnach i przywalenie szybkimi riffami i pędzącą perkusją. Czysty, przyjemny growl. Gdzieś wyraźnie pachnie Death, Insomnium czy Dark Tranquillity.
Drugi utwór „From Dust Into Haze” zaczyna się wolno, dość sennie i po chwili następuje przypierdol – melodyjna ostra gitara, pędzące bębny utrzymane w szybkich tempach.
Trójka: „Killing Ourselves” – nie zwalniamy tempa, tu od razu uderza się z grubej rury. Dalej mamy do czynienia z szybkimi tempami i wolnymi pochodowymi fragmentami.
Na chwilę pojawia się czysty wokal. I do zakończenia kawałka mamy dosłowną siekę do machania łepetyną w rytm. Numer czwarty to trwająca niecałe dwie minuty miniaturka „Into Your Presence”. Smutny gitarowy instrumentalny przerywnik jako żywo przypomina melodie z ballad Dark Tranquillity. Po nim następuje melodyjny i znów dość szybki, utrzymany w średnich tempach „My Hope In Your Hands”. Bardzo ciekawe riffy wyjęte trochę jak z wczesnego speed/thrash metalu. Majstersztyk. Ostatni jest kawałek „Path Of Uncertainty”. Nie zwalniamy tempa, znów jest ciężko i pędząco. Inspiracje death metalem niderlandzkim w rodzaju God Dethroned czy Legion Of The Damned? Jak najbardziej, absolutnie fantastyczny utwór.

Zaledwie dwudziesto trzy minutowy debiut fonograficzny zespołu World To Ashes to pozycja bardzo interesująca i przyjemna w słuchaniu. Oczywiście, znów nie do końca odkrywcza, ale dla wielbicieli podobnego grania na pewno jest godny polecenia. Bardzo dobrze pokazuje też to, co nadejdzie (zgodnie z tytułem) na kolejnej płycie, nieco tylko innej od tej epki. 4,5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz