poniedziałek, 10 lutego 2014

Nine Inch Nails - The Fragile (1999)




Napisał: Łukasz "Babirs" Babski

Po “The Downward Spiral”, którą Trent popełnił w 1994 wszyscy obawiali się, że muzyka Nine Inch Nails spocznie na laurach i nie przydarzy się temu zespołowi kolejny świeży i genialny album. Pięć lat po premierze kultowej już Spirali Trent dał swoim fanom ponad półtoragodzinną i niezwykle intensywną przejażdżkę rollercoasterem spod znaku NIN zatytułowaną „The Fragile”. Utytłaną w smole i przesiąkniętą narkotycznymi wizjami płytę, od której można się uzależnić. 

Album otwiera banalnie proste i przez to świetne „Somewhat dameged”, które miarowymi uderzeniami perkusji wgniata w ziemię. Trent znowu pokazuje, że ma znakomite warunki wokalne (chyba najlepsze w swojej karierze) oraz, że potrafi pisać świetne teksty. „The day that world went away” uspokaja tępo, pozwala się ponieść i tworzy klimat, który choć trochę zmienny, pozostaje ze słuchaczem do ostatnich sekund trwania albumu. Klawisze zawsze były znakiem rozpoznawczym NIN, niezależnie czy brzmiały czysto czy ich brzmienie było przesiąknięte elektronicznymi modulacjami.  „The Frail” pomimo swej prostoty brzmi niesamowicie przejmująco i głęboko, jest to idealny wstęp do „The Wretched”. Elektronika w tym utworze na stałe scala się z brzmieniem żywych instrumentów, zaś wplecione w tło pianino buduje duszną atmosferę, która eksploduje pod wpływem słów: „ Now You know, this is what it feels like…”. Zaczynam podejrzewać, co Trent chce opowiedzieć tym albumem. 

W „We’re in this together” mamy szybkie gitary I mocne uderzenie na początku, które po połowie zaczyna balansować na granicy sennych majak I mentalnego haju. Ten stan przechodzi również do tytułowego utworu, który sennie rozkołysuje w sobie pomimo swojego dość ciężkiego charakteru.
„Just like You imagined” jest czystą zabawą koncepcją i dźwiękiem, w którym instrumenty elektroniczne i gitary tworzą jedną spójną całość. „Even Deeper” przywołuje na myśl płytę „Mezzenine” grupy Massive Attack. Ciężki, miarowy bas tworzy gęstą jak smoła atmosferę, z której ciężko się otrząsnąć. „Pilgrimage” chyba, jako jedyny nie przekonuje mnie do siebie. Jest to utwór wypełniacz, na szczęście następna pozycja wynagrodzi nam to, „No, You don’t” chyba najbardziej przypominający to, do czego Trent nas przyzwyczaił na pierwszych albumach brzmi genialnie. Jest to stare, ale bardzo dokładnie i dobrze odkurzone NIN. „La mer”, wyciszony, ale balansujący na granicy narkotycznego snu utwór powstał w głowie Reznora w momencie, w którym ten miał myśli samobójcze.  „The Great Below” oficjalnie zamyka pierwszy akt kruchej historii o upadku i poddawaniu się. Narkotyczny utwór, niesamowity, głęboki i przejmujący. 


„The Way Out Is Through” leniwie otwiera drugą część płyty, czuć zmianę charakteru albumu. Odlatujemy razem z zespołem w próżnię. „Into The Void” zaczyna się spokojnie, aby przejść w lekko skoczny i przyjemnie wpadający w ucho utwór. Razem z głównym bohaterem wchodzimy w stan narkotycznego uniesienia, które zaczyna się łamać w „Where Is everybody”. Świetny utwór o załamaniu i nieustającej próbie poderwania się po kolejnej porażce. Raperskie zapędy wypadają tutaj o wiele lepiej niż na debiutanckiej płycie (Pretty Hate Machine). Im dłużej słucham płyty tym bardziej odczuwam, że celem było odwzorowanie stanu narkotycznego umysłu. „The mark has been made” instrumentalnie sprowadza nas, w co raz mroczniejsze klimaty, a w „Please” wokal został specjalnie delikatnie stłumiony, co daje świetny efekt. „Starfuckers Inc.” Jest kolejnym hitem komercyjnym płyty, który klimatycznie trochę odbiega od całości, ale i tak bardzo przyjemnie uzupełnia całość. „Complication” jest instrumentalnym geniuszem. Nafaszerowany elektroniką i przesycony upijającą atmosferą przedziera się niepostrzeżenie do podświadomości i pozwala się ponieść.

 „I’m looking forward to joining You, finally” formą przygotowuje nas do wielkiego zjazdu z haju, który następuje w „The Big Come Down”, który kradnie cały album i bezdyskusyjnie jest moim zdaniem najlepszym utworem nagranym pod znakiem Dziewięciocalowych Gwoździ. Połamany, wołający o pomoc, w sumie jedno wielkie nie wiadomo, co które mnie porwało. Genialny tekst o odrzuceniu, osamotnieniu i braku nadziei, trzeba sprawdzić koniecznie, niewiele jest takich utworów! „Underneath It All”, bolesny utwór, nie analizując tekstu niestety stwierdzam, że główny bohater nie poradził sobie i znowu sięga po…

„Ripe (With decay)” zamyka album, nie pozostawia nadziei. Właśnie ujrzeliśmy upadek kolejnego człowieka. Tylko muchy nad nim wciąż czuwają…

Pomimo, że pierwsza połowa nie zapowiada koncept albumu jest oczywistym, że klimat zmierza w jednym kierunku i za muzyką kryje się coś więcej. Kiedy Reznor nagrywał „The Fragile” miał poważne problemy z narkotykami, co czuć na albumie. Słuchając tego albumu miałem wrażenie, że frontman Nine Inch Nails tą płytą chce się przed swoimi fanami wyspowiadać. Jest to spowiedź długa i mroczna, a do tego wręcz boleśnie namacalna. Niewiele albumów wywołuje we mnie takie emocje jak ten. Polecam jako początek przygody z NIN, dla mnie arcydzieło… Ocena: 10/10


3 komentarze:

  1. Autor powinien wspomnieć, że kawałek "Just Like You Imagined" był wykorzystany w bardzo znanym (głównie z hasła "This is Sparta" i mnóstwa przeróbek) zwiastunie filmu "300"

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że cd Nine Inch Nails nastapił :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nastąpił" - tak, zaiste. Być może nastąpi jeszcze nie raz ;)

      Usuń