Majówka trwa, więc będzie patriotycznie. Trzy polskie zespoły, które nie boją się eksperymentów, wszystkie trzy z debiutami, dwa wydane jeszcze w zeszłym roku i jeden tegoroczny. Po angielsku, po polsku, a nawet z wokalistką! Duża ilość gitar, melodii i ciekawych rozwiązań, a także po raz kolejny pytanie: czemu u licha się ich nie promuje?!
1. Ashtray - Turn Off The City Lights EP (2012)
Grupa pochodzi z naszej stolicy i powstała w 2008 roku. Występowała między innymi na małej scenie Woodstock w 2010 roku, a niedawno bo w grudniu dwa tysiące dźwięcznego wydali debiutancki album na którym znalazło się pięć utworów utrzymanych w klimatach hard rocka z lat 70, a nawet elementami sceny grunge (zwłaszcza Alice In Chains czy Soundgarden). Te pięć utworów to absolutnie nic nowego, ale nie można im odmówić dużej energii i przede wszystkim autentycznej radości z tworzenia muzyki zakorzenionej w inspiracjach, na które się powołują. Dwa pierwsze numery "Where We Are" i "Spit It Out" są bardzo radiowe i przebojowe. I chyba tylko duża energia trzyma przy głośnikach lub słuchawkach, bo na dobrą sprawę, gdy słyszało się masę podobnych, można by wyłączyć po pierwszych minutach, zwłaszcza, że są dość do siebie podobne. Bardziej interesujący jest kawałek tytułowy, troszkę wolniejszy i mocno pachnący wspomnianym już Alice In Chains. Po prostu jest świetny. Skoro hard rock musi być... rock'n'roll. Czwarty numer nosi taki tytuł, mogący kojarzyć się z zapomnianą już nieco grupą Foghat, które swoje najlepsze płyty wydawała właśnie w latach 70. Na koniec mamy zaś czołg.I to Black Sabbathowy. Nisko strojony riff bardzo go przypomina, i ten kawałek jest najbardziej "retro" z całości, również pod względem wokalnym. Kwestie dyskusyjne to przede wszystkim brzmienie i język angielski. Brzmienie nie jest złe, jest mocne i dopracowane, ale trochę jakby za bardzo wygłuszone. Szkoda też, że wszystkie utwory są po angielsku, chętnie bym usłyszał Jakub Domański (wokalista i gitarzysta grupy) śpiewa po polsku, zwłaszcza, że niemal bliźniacza kapela, o której będzie niżej, zrobiła cały materiał po polsku! Obecnie Ashtray kończy prace nad kolejnym albumem, mam nadzieję, że równie udanym, ale i ciekawszym od tej debiutanckiej epki. Ocena: 4,5/5
2. Heart Attack - Focus (2013)
Przenosimy się do Krakowa. Heart Attack ma na swoim koncie dwa albumy studyjne, "Polaris" którego nie miałem okazji poznać i najnowszy, wydany w tym roku "Focus". O sobie na facebooku piszą skromnie: "Grupa dźwiękowo-poetycka łącząca wytrwale wdzięk Johnny'ego Casha z nostalgią Pantery + lekką nutką dekadencji...". Na drugi album "Focus" trafiło zaś dziewięć 9 kawałków. Co ciekawe, gościnnie w jednym utworze wystąpił Grzegorz “Grysik” Bryła z Virgin Snatch. O nowej płycie wypowiedział się Paweł “Hevi” Szostak, perkusista zespołu: ,,Jesteśmy dojrzalsi, i
bardziej doświadczeni, pchamy wózek z metalem po naszemu. Mamy tu i
szybkie thrashowe tempa jak i kilka prawie stonerowych numerów, a
wszystko podlane tekstami w języku polskim”. Czyli jednak można, tak? I rzeczywiście, utwory są pełne nisko strojonych gitar, ciężkich metalowych riffów i ciekawych melodii, które oczywiście gdzieś już przemknęły w uszach, ale jeśli tylko umie się je zagrać w sposób świeży, a chłopaki z Heart Attack to potrafią. Z polskich zespołów, które przychodzą na myśl podczas słuchania tejże, przychodzi mi zwłaszcza na myśl Chain Reaction i opisywany przeze mnie jakiś czas temu Dice. Jednak od Dice, jest Heart Attack dużo lepszy. Trochę Hunterowo pachnie wybrany na singiel kawałek "W mojej głowie", nawet czyste partie wokalisty przywodzić mogą Draka. Płyta nie zaskakuje niczym nowym, ale słucha się jej naprawdę dobrze, jednak wydaję mi się, że koncertowo muszą wypadać jeszcze energiczniej i mocniej, brzmienie płyty jest bowiem trochę z kolei za czyste i ostrzejsze partie trochę giną. Gdyby płyty reklamowało się sloganami, ten album powinien być reklamowany hasłem: "Zbij szybkę", na okładce wszak jest rozbita. To po prostu solidny album, którego najmocniejszą stroną są polskie liryki. Ocena: 8/10
3. Buenos Agres - Buenos Agres EP (2012)
Bodaj najciekawszy w tym zestawieniu, bo najbardziej pomieszany gatunkowo. Jeśli szukaliście kiedyś polskiego Archive, to spieszę donieść, że mamy taki zespół! Tak naprawdę, to tylko jedna z inspiracji tej bardzo ciekawej grupy. Pochodzi z Bielska Białej i powstał w 2011 roku, a w maju następnego zabrali się za wydanie debiutanckiej płytki. Ta ukazała się w sierpniu i zawiera pięć intrygujących kompozycji. Otwiera płytę utwór zatytułowany "Run", który spokojnie mógłby znaleźć się na przykład na "Controlling Crowds" Archive. Nie jest jednak jakąś nędzną kopią, takie skojarzenia wywołuje podobny sposób zaaranżowania, klimat i bardzo dobry wokal Anny Mysłajek.
Po takim niespiesznym, powiedziałbym nawet, że smutnym, bardziej elektronicznym (z gitarowo-klawiszowym finałem, dość mocno zakorzenionej w mocniejszym graniu) pojawia się kawałek następny: "Do S. (EKG). Ten także rozwija się w niespiesznym tempie, ale ma fantastyczne poetyckie polskie słowa, które przez Annę nie są zaśpiewane, a większości wypowiadane. Utwór także rozkręca się do szybszych, gitarowych temp i muszę powiedzieć, że jeśli nie liczyć ostatnio wydanej epki Bardzo Bardzo, to dawno nie słyszałem tak kapitalnej polskiej muzyki z wokalistką za mikrofonem. Naprawdę. A to nie koniec! Trzeci jest kawałek zatytułowany "For Me". Ten przywołać może na myśl Adele, jednak sam utwór raczej nie ma z nią nic wspólnego. To raczej luźne skojarzenie, wynikające ze świetnego głosu Anny. Ten także, przez większość czasu jest niespieszny , ale potem przy finale pojawia się na chwilę ostrzejszy fragment. Bardzo interesujący jest także utwór kolejny "Time for Change", w którym gościnnie zaśpiewał Łukasz Kalinowski. Do jego partii należał Archive'owy rap, trochę jednak wkurzało mnie "uuuuł" dodane pomiędzy kolejnymi rymami. Druga połowa tegoż jest nawet lepsza niż, pierwsza. Trochę odniosłem nawet wrażenia łakomego spoglądania w stronę Stone Sour. Ostatni na płycie nosi tytuł... "Tu i teraz". Znów, bardzo ciekawy polski poetycki tekst, bardziej zagrany niż zaśpiewany. I do tego fantastyczny klimat, który mógł zostać pociągnięty mocniej, ale (także bardzo dobrze) pozostał w dość spokojnych, ale ciągle niepokornie pulsujących, rytmach. Płytę zdobi genialne zdjęcie Damiana Puły zrobione podczas wielkich powodzi w 2010 roku, a brzmienie nie jest polskie, bo zrealizowano je w Berlinie. Szkoda, że to zaledwie epka, bo dałbym większą ocenę, a tak mogę dać tylko pełną epkową. Pozostaje czekać z niecierpliwością na pełny i równie intrygujący materiał. Ocena: 5/5
Cała płytka Buenos Agres do odsłuchania na bandcamp zespołu.
Noooo, dobry ma dziewczyna głos. I sam utwór tez mi sie podobał. :)
OdpowiedzUsuń