czwartek, 3 stycznia 2019

Adam Mańkowski - Dźwięki z Offu (2018)


"Na Wylot" Grzegorza Królikiewicza to jeden z tych filmów, który nie został należycie doceniony, a jego krytyka skupiała się niemal wyłącznie na problematyce moralnej, z pominięciem warstwy artystycznej. Adam Mańkowski, muzyk znany z formacji Limited Liability Sounds, postanowił odkryć ją na nowo, tworząc specjalny soundtrack do filmu, który miał swoją premierę 23 listopada 2018 roku podczas prezentacji instalacji dźwiękowej i koncertu w łódzkiej Galerii WY. Jak udała się taka forma upamiętnienia zmarłego 21września 2017 roku reżysera?

Przyznam się szczerze, że nie znałem tego filmu, ale obejrzałem go specjalnie na potrzeby tej recenzji żeby móc go odpowiednio odnieść do nowej ścieżki dźwiękowej proponowanej przez Mańkowskiego i vice versa. Wpierw więc należy powiedzieć kilka słów o samym obrazie Grzegorza Królikiewicza. Film, jednego z najważniejszych reżyserów nurtu Kina Moralnego Niepokoju, dziś zdecydowanie należy do filmów nie tyle zapomnianych, co takich, które dość mocno się zestarzały. Etiudowość poszczególnych sekwencji, które składają się na trwający siedemdziesiąt osiem minut film Królikiewicza nie będzie atrakcyjna dla współczesnego widza, tym bardziej, że zawarta w nich fabuła właściwie jest zarysowana. O głównych bohaterach, małżeństwie Maliszów nie wiemy praktycznie nic, a widz nie jest w stanie się z nimi utożsamić, zwłaszcza w końcowej sekwencji rozprawy sądowej złożonej głównie z odpowiedzi na pytania, których nie słyszymy. Równie nieatrakcyjna może się dziś wydać warstwa dźwiękowa czy artystyczna obrazu, choć ona również nigdy nie zyskała przychylności krytyki. Szybki montaż poszczególnych obrazów, przetykany jest często statycznymi obrazami z dużymi zbliżeniami na twarze głównych bohaterów, co przywodzi trochę na myśl impresjonistyczne kino nieme, zwłaszcza w połączeniu z dogłębną ciszą, która dominuje w filmie. Tam, gdzie pojawia się muzyka jest albo pompatycznie (orkiestracje i podniosły, uwydatniony klawisz) lub mocno awangardowo - jak choćby przywoływany krakowski hejnał mariacki czy w scenie morderstwa które popełniają Malisze. Co istotne, Królikiewicza bardziej interesowała nie dosłowność w pokazywaniu poszczególnych scen czy decyzji bohaterów, a to, co znajdowało się poza kadrem. To również mocno odbija się na warstwie dźwiękowej, która albo jest umowna, albo pozornie niepowiązana z obrazem. I tak wspomnianą scenę morderstwa najpierw tylko słyszymy, oglądając je przez zamknięte drzwi, "wyłącznie przez dźwięki z offu",jak zauważa Tadeusz Lubelski w swojej "Historii Kina Polskiego". Dopiero później, dane jest nam zobaczyć okrutną zbrodnię w rozedrganych zdjęciach, w rozjuszonej i subiektywnej obserwacji z perspektywy zbrodniarzy.

Mańkowski, co istotne przed odpowiednim odbiorem jego materiału reinterpretującą sferę dźwiękową i fabularną filmu Królikiewicza, o swojej płycie w notatce prasowej napisał następująco:

Nadrzędnym celem przyświecającym procesowi powstawania niniejszego materiału muzycznego, byłą chęć przywołania twórczego ducha, towarzyszącego reżyserowi i jego kompozytorom - Henrykowi Kuźniakowi i Jerzemu Hajdunowi. Twórcy odpowiedzialni za warstwę dźwiękową, odważyli się zerwać z ówczesną tradycją i odchodząc od naturalizmu, wykreowali przestrzeń dźwiękowa będącą swoistym odkształceniem rzeczywistości, w której dźwięk zagubiony i zdeformowany, bardzo często dobiega do nas spoza kadru.
Nowa muzyka, której realizacji podjął się Adam Mańkowski jest eksperymentem ciekawym i intrygującym, właśnie z tego względu, że stanowi nowe odczytanie obrazu Królikiewicza i oryginalnej ścieżki dźwiękowej i jednocześnie jeszcze mocniej kierując się w szmery, zakłócenia, zapisy terenowe, rytmikę i jednoczesną arytmikę, a przez to uwydatniając odkształcenie zapisu dźwiękowego. Doskonale słychać to już w otwierającym płytę utworze "Bez wyjścia" gdzie szum miesza się z tykaniem zegara, brzękiem szklanek i ambientowym rozwijającym się tłem o lekkim jakby dętym zabarwieniu, a przy tym przypominającym jakąś senną piosenkę puszczaną z trzeszczącego winyla podczas suto zakrapianej imprezy. Pulsujące zmiany jakie zachodzą w poszczególnych warstwach muzyki wyraźnie każą się słuchaczowi skupić, a intensyfikacja dźwięków w finalnej części utworu zaskakuje niemal dyskotekową wrażliwością godną współczesnym didżejom, choć nawet na moment nie jest to muzyka o tanecznym wyrazie. Znakomity pod względem budowania napięcia dźwiękiem jest "Milczenie i szarość", które wykorzystując fragmenty oryginalnej ścieżki z filmu - podniosłą pieśń śpiewaną podczas uroczystości kościelnych, szybko przechodzi w porcję niepokojących pulsacji, tonów i zgrzytów o atonalnej, arytmicznej strukturze, zwłaszcza w drugiej połowie kompozycji, gdzie przeważają szumy, rozciągnięte tony w tle i różnego rodzaju zakłócenia przypominające ciągłe układanie igły na talerzu gramofonu, kląskania czy zamykanie drzwi, które to znaczenie zyskają w dalszej części historii.


W trzecim numerze, zatytułowanej "Poranek"  nad szumami dominuje nieco zdeformowana linia klawisza wygrywającego smutną, trochę tęskną melodię oraz "kaszlące" perkusjonalia przywodzące na myśl ponownie tykanie zegara, stukot kolei czy szukanie stacji w radiu. W pewnym momencie awangarda dźwiękowa zastosowana przez Mańkowkskiego może się się wręcz wydać agresywna, by szybko ustąpić niemal eterycznym, zanikającym dźwiękom, które w tym zaniku płynnie przechodzą do świetnego "Tam była miłość" o niepokojącym, mrocznym i zwracającym uwagę na swoją psychologiczną głębię ambientowym układzie. To, co u Królikiewicza było dramatem i wydawało się zarysowane, poszatkowane, u Mańkowskiego zamienia się w istny horror, w wykrzywione, groteskowe obrazy. Impresjonizm podkreślony został bowiem wręcz mistrzowsko właśnie samym dźwiękiem, które niezwykle interesująco działa na wyobraźnię, nawet przy nieznajomości oryginalnej ścieżki i samego filmu. Spróbujcie go sobie posłuchać w ciemnym pokoju, z zamkniętymi oczami... Równie sugestywny jest kolejny numer, czyli "Portret" w którym pojedyncze uderzenia i brudne, rozciągające się ambientowe wietrzne tło ponownie wykrzywiają obraz, zwracają uwagę na rozdwojenia, które targały Maliszami, na gorycz i rozpacz w jaką oboje popadali. Intensyfikacja szumów i przerywów na koniec, uzupełniona nerwowymi tonami pianina o jakimś jazzowym charakterze nie znajduje jednak swojego rozwinięcia, rozbudowania, a szybko jakby z przestrachem przechodzi w kolejne wyciszenie przechodząc w ostrą pulsację, pojedyncze tony klawiszy utworu "Serce Malisza". Atmosfera wyraźnie gęstnieje, staje się jeszcze bardziej zimna i niepokojąca, wręcz nieprzyjazna. Wykorzystanie dzwonów, tych samych, które dominują w filmowym obrazie, wywołuje zaś piorunujące wrażenie, szczególnie gdy podkręci się dźwięk odpowiednio mocno.

Siódma kompozycja nosi tytuł "Próba" otwiera miłe dla ucha śpiewanie ptaków, jednak szybko zostaje ono przetkane ponownie ponurym ambientowym tłem, pukaniami i jakimś niepokojem, który jadowicie sączy się z głośników, które z czasem zdominuje sferę soniczności, która trochę nerwowo, a trochę niepewnie wytacza się z głośników. Intensywna, brudna i trudna jest szczególnie ta z drugiej połowy utworu, który znów przywołuje nieco jazzujące tony, by następnie przepleść je piskiem i perkusjonaliami, wreszcie stukotem kolei. Jednym z najciekawszych numerów (choć zdecydowanie za krótkim) jest zaś utwór "Mordercy i ofiary" w którym niepokój i strach jest budowany konsekwentnie i przerażająco plastycznie: stukoty są przerywane pojedynczym drone'owym riffem gitary i elektroniką połączoną z jakąś zdeformowaną formą jazzu, która zdaje się przebijać przez zepsuty gramofon uderzony podczas ataku, ale wciąż jeszcze wydobywający z jakiejś oddali dźwięk. Całość uzupełnia krzyk, który dopełnia akt morderstwa na jakie porywają się Malisze, po czym szybko przeskakujemy do przedostatniej kompozycji, czyli "Niewidzialni śledczy". Winylowy szum i potężny, ambientowy mroczny ton wybrzmiewa przez zaledwie minutę,by następnie od razu przeskoczyć do sali sądowej i finałowego, równie niepokojącego "Ona i on". Ponure tony wygrywane na pianinie łączone ze zgrzytami, zdeformowaną piosenką lecącą w tle i różnego rodzaju tykaniami, popiskiwaniami zdają się raz po raz zbliżać na twarze Maliszów i równie szybko odskakiwać, a nawet prezentować ich z lotu ptaka jak gdybyśmy mieli się zastanowić nad tym co zrobili.

Ocena: Pełnia
"Dźwięki z Offu" Adama Mańkowskiego to odważna, ambitna i bardzo ciekawa próba muzycznego spojrzenia na film "Na Wylot" Królikiewicza ze współczesnej perspektywy, a jednocześnie podkreślając awangardowość obrazu reżysera. Można go jednak rozpatrywać z całkowicie niepowiązanej perspektywy i wówczas dostaniemy niezwykłą soniczną podróż pełną niedomówień, abstrakcyjnych wypustów i założeń dźwiękowych których może nie słucha się w sposób łatwy, ale z całą pewnością niezwykle - z bogatą wyobraźnią i wrażliwością szczególnie. Jest to płyta, która spodoba się tm, którzy pośród szumów i terenowych nagrań odnajdują coś więcej niż tylko hałas, nie można doszukiwać się tutaj melodii czy przebojowości. Nie jest to też zdecydowanie rzecz do częstego puszczania, ale nie brakuje an niej momentów, w których naprawdę można się rozsmakować i porządnie zamyślić. Ta rekonstrukcja wrażliwości tak reżysera, jak i oryginalnych kompozytorów to bowiem propozycja dla tych, którzy w takiej muzyce, czy też raczej dźwiękowych zapiskach, potrafią się zatopić i przeżyć wewnętrznie, nie potrzebując dodatkowych podniet, efektownych zabiegów, a właśnie w owym minimalizmie znajdą refleksję, piękno i niepokojącą historię, która równie dobrze może być opowieścią o zwykłym szarym człowieku, który wyszedł na spacer w ciemną, szarą zimową noc, by pomyśleć nad swoim życiem i być może spróbować odnaleźć jego sens.

Płytę przesłuchałem i zrecenzowałem dzięki uprzejmości Adama Mańkowskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz