Włosi z Kaledonu nie
kwapili się z wydaniem nowego albumu przez prawie trzy lata. Najnowszy, siódmy
album tego zespołu, to pierwszy, który nie ma wspólnego tytułu „Legend of
the Forgotten Reign” i trzeci album na którym zaśpiewał Marco Palazzi. Jak brzmi
opowieść o Altorze, Królewskim Kowalu? Przekonajmy się…
Najpierw krótkie
instrumentalne wejście „Innocence”, a następnie mocne uderzenie szybką perkusją
i melodyjną gitarą w utworze „Childhood”. Nie brakuje tu solówek (również klawiszowych), zwartego
tempa i epickiego klimatu i wpadającego w ucho wokalu. Całość mocno może
przypominać niektóre utwory wczesnego Helloween, Stratovarius czy Blind
Guardian, ale obawiam się, że są to skojarzenia nieuniknione. Trzeci utwór nie zwalnia tempa. „Between
the Hammer and the Anvil” ma podniosły klimat I rozbudowane, dwu torowe wokale I
w nim także nie brakuje dużej ilości solówek w różnych konfiguracjach.
Po nim pojawia się
kawałek zatytułowany „My Personal Hero”, który brzmi dziwnie znajomo i w
dodatku zbyt ckliwie, i mimo szybkiego tempa i ciekawych orkiestracji w tle, po
namyśle przerzucamy jednak dalej. „Lilibeth” zaczyna łagodna melodia gitary, a
potem delikatnie wchodzi perkusja. Tak, to ballada, taka zapalniczkowa w
dodatku. Przyjemna dla ucha, ale nie będąca niczym szczególnym. Następujący po
niej „A New Beginning” otwiera melodyjna, ale łagodna gitara… usypianie
czujności! Po chwili uderza szybszy riff i wchodzi perkusja. Znów jest
podniosły, szybki i epicki klimat z orkiestracjami w tle. Nie wiedzieć czemu
dość mocno znów pachnie klasykami, ale także wczesnym Dragonforce, jednakże bez
„komputerowych efektów” i piskliwego wokalu, którym charakteryzował się ZP
Theart.
Nie zwalniamy w siódmym
numerze, zatytułowanym „Kephren”. Ten także wydaje się brzmieć znajomo, kłania
się Hammerfall, Sonata Arctica oraz Kamelot. Ale mimo to, słucha się go
przyjemnie. Nieco wolniejszy, bardziej rozbudowany jest utwór kolejny „Screams
in the Wind”, jeden z najciekawszych na płycie, choć wcale nie należący do
odkrywczych. Finałowy utwór, „A Dark Prison” to z kolei gratka dla wielbicieli
Rhapsody Of Fire. Gościnny udział Fabio Leone zawsze działa jak magnes. I jest
to trochę numer napisany pod niego, szybki, epicki i z filmową orkiestracją
świetnie wpisaną w całość. Wspólny zaś duet Pallaziego i Leone to naprawdę
świetna robota.
Kaledon nie jest
wielkim zespołem. To jeden z tych przeciętniaków, który nigdy nie będzie znany
szerszej publiczności. Tym albumem także się nie wybiją. Opowieść o Altorze,
jest albumem bardzo przyzwoitym, porządnie zrealizowanym i przede wszystkim
melodyjnym. Jest albumem, którego słucha się z przyjemnością, ale z silnym
uczuciem, że gdzieś się już to słyszało. Wielbiciele melodyjnego, epickiego
power metalu o tematyce fantasy z całą pewnością go nie pominą, zwłaszcza Ci, którzy już Kaledona znają z poprzednich płyt, inni mogą sobie
go zwyczajnie darować.
Ocena: 7/10
Recenzja płyty napisana z myślą o publikacji w magazynie HMP Heavy Metal Pages
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz