Napisał: Marcin Wójcik
W luźnych rozmowach przed i po koncercie, członkowie cytrusowej taksówki ciepło wyrażali się o naszej publiczności, pubie, czy nawet mieście. Max, jako młodszemu koledze-muzykowi, który wciąż „wżera się” w ten świat udzielił mi kilku cennych rad. Ponadto doskonale rozmawiało się po koncercie z Milem (ciekaw jestem, czy dotarł do polecanego sklepu „Nocny Marek”, w którym można nabyć ciepły posiłek…). Pomelo Taxi to nie tylko świetni muzycy, to także otwarci, kontaktowi i sympatyczni ludzie. Mam nadzieję, że pojawią się jeszcze w Słupsku. A może będzie okazja do złożenia rewizyty w Gdyni?
Recenzją
płyty tego nietuzinkowego zespołu z Trójmiasta zadebiutowałem na łamach
LupusUnleashed. Pomelo Taxi, bo o nim mowa, 5 kwietnia, po raz pierwszy
zawitało do słupskiego Motor Rock Pubu. Podczas gdy Lupus słuchał w gdyńskiej
Desdemonie Ampacity, ja wybrałem się na ich koncert. Zresztą nie tylko...
Koncert
gwiazdy wieczoru otworzył słupski, młody skład Grupa 21, w którym mam
przyjemność grać. W związku z tym o naszym występie nie wypada nic pisać, za to
należy pozostawić do oceny publiczności… Na plakacie było napisane, że
zaczynamy o godzinie 20:00, jednak Max Białystok, zasugerował, żeby zacząć
później, bo publiczność mozolnie zapełniała motorową salę. Tak też się stało –
godzina 21:00 okazała się faktycznym momentem startu.
Następnie,
po występie mojego zespołu, na scenę weszła ekipa taksówki. Po rozstawieniu sprzętu
gorąco przywitali publiczność i rozpoczęli występ poza-albumowym utworem
„Zero”…
…i
właśnie wtedy ze sceny wylała się moc, surowe, mocne uderzenie. Nowe, nieznane
mi dotąd oblicze zespołu, znanego mi tylko z ich, udanej z resztą, płyty.
Rysiek na żywo swym głosem sieje spustoszenie. Słupska publiczność była
zaskoczona energią wydobywającą się z ciała drobnej dziewczyny, która przed
koncertem sprawiała wrażenie osoby grzecznej i skromnej. Jak się okazało, w jej
gardle płonie żywy ogień, który podsycany łatwopalną cieczą, błyskawicznie się
rozprzestrzenia.
Moc
godna silnika radzieckiej, towarowej lokomotywy M62, to nie wszystko. Mimo
takiej ściany dźwięku stworzonej przez zespół, na scenie panowało rozluźnienie,
lekkość. Coś paradoksalnego do tego, co wpadało do naszych uszu, razem z
dudniącym basem Maxa, który czuło się w stopach, czy dosadnymi uderzeniami
perkusji Milo Stara. Ten luz było słychać w konferansjerce, popijaniu piwa
pomiędzy kolejnymi wykonaniami, czy interakcją z publicznością.
Materiał
zaprezentowany na koncercie, w większości stanowił to, co można usłyszeć na
płycie, choć pomiędzy nimi pojawiły się nowe, nie wydane jeszcze dzieła, takie
jak wcześniej wspomniane „Zero”, czy „Dog”, który był zagrany na bis, dla
pogującej grupki pod sceną.
Występ
nie należał do długich, przez co sprawiał niedosyt. Mimo tego, że wszyscy
byliśmy zmęczeni, to chyba nikt nie protestowałby przeciwko dłuższym bisom. Z
drugiej jednak strony, po takim koncercie, chciałoby się, żeby Pomelo Taxi
pojawiało się w naszej mieścinie częściej. Takie granie zawsze jest u nas mile
widziane.
W luźnych rozmowach przed i po koncercie, członkowie cytrusowej taksówki ciepło wyrażali się o naszej publiczności, pubie, czy nawet mieście. Max, jako młodszemu koledze-muzykowi, który wciąż „wżera się” w ten świat udzielił mi kilku cennych rad. Ponadto doskonale rozmawiało się po koncercie z Milem (ciekaw jestem, czy dotarł do polecanego sklepu „Nocny Marek”, w którym można nabyć ciepły posiłek…). Pomelo Taxi to nie tylko świetni muzycy, to także otwarci, kontaktowi i sympatyczni ludzie. Mam nadzieję, że pojawią się jeszcze w Słupsku. A może będzie okazja do złożenia rewizyty w Gdyni?
Ho ho to ja już tak długo tu zaglądam? od początku? bo pamiętam Pomelo Taxi i to wcale nie dlatego, że lubię pomelo jako owoc ;p
OdpowiedzUsuńNa pewno od początku istnienia Pomelo Taxi :) A owoc zwany pomelo także lubię, sądzę, że Marcin także. Pozdro :)
OdpowiedzUsuń