Na dzień pierwszy nie poszedłem, bo grał Dżem. Po pierwsze, aktualny Dżem to dla mnie nie jest Dżem, bez Riedla i Bergera, to raczej Marmolada. Po drugie, po piętnastominutowej „Whisky”, którą nie tak dawno słyszałem na żywo, mam dosyć Dżemu na bardzo długo. Na dzień drugi poszedłem, bo byłem ciekaw młodego i bardzo obiecującego zespołu Kumka Olik, oraz starego dobrego T.Love.
Najpierw jednak zagrał zespół Bajzel, czy też raczej one man band. Cóż, mi osobiście się to bardzo nie podobało. Dziwne było, i zaiste nazwa bardzo adekwatna, istny bajzel. Totalny bezład stylistyczny, formalny i kompozycyjny, przetworzony głos, gitarka i jakieś sample udające perkusję i całą resztę. Nie jest to, to, co ja osobiście lubię najbardziej.
Potem zagrał zespół Kumka Olik. Ten młody zespół powstał stosunkowo niedawno, bo zaledwie trzy lata temu i zdążył już wydać dwie płyty. Pozwolę sobie, nie rozwijać wątku tego zespołu w tym miejscu i poświęcę mu osobny tekst w najbliższym czasie. Zasługuje na to, a na pewno na coś więcej, niż kilka zdawkowych zdań.
Następnie już na dużej scenie wystąpiły Strachy na lachy – formacja Grabaża, znanego z nieodżałowanej Pidżamy Porno, za którą nigdy jakoś specjalnie nie przepadałem. Za Strachami na lachy też zresztą nie przepadam. Choćby z tego względu, że strasznie denerwuje mnie głos Grabaża. Muzycznie SNL są nawet znośne, ale reszta zupełnie mi się nie podoba. Pozwolę sobie na kilka uwag odnośnie aktualnej grupy Grabaża. O ile Pidżama Porno miała jeszcze jakiś jeden wyczuwalny, określony styl, o tyle SNL to mariaż różnych gatunków i rodzajów muzyki podanych w tak zwanym żartobliwym sosie. I mogłoby to być bardzo interesujące, gdyby nie zupełnie nieprzystający do całości wokal Grabaża (przynajmniej jak dla mnie) i teksty. Jak dla mnie to po prostu zupełny, bezsensowny bełkot. Tylko jedna piosenka naprawdę mi się podobała. Mianowicie ta, w której razem z publicznością Grabaż śpiewał: „Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja”. Bardzo trafne i niestety prawdziwe. Próbował być dowcipny, ale mi ten rodzaj żartu zupełnie nie podchodzi. Poza tym współczuję dwóm małym chłopcom, którzy przyszli ze swoimi młodymi rodzicami, że muszą rozpoczynać przygodę z muzyką od SNL. Naprawdę mi ich szkoda i to bardziej niż bardzo. I jeszcze w trakcie koncertu naszła mnie refleksja, jakoby Grabaż miał podbity głos, dziwne, ale wcale nie zdziwiłbym się gdyby to była prawda. Fenomenem jest też dla mnie fakt, że tyle ludzi przy SNL dobrze się bawiło i śpiewało razem z Grabażem. Rozumiem, że na czymś Grabaż musi zarobić na emeryturę, ale nie rozumiem, czemu na takim zaproszeniem, badziewiu. Cóż, dla każdego coś miłego, dla mnie niestety nie. Może ludziom się to podoba, mi akurat nie. Ja zostałem skutecznie zniechęcony do T.Love. Opuściłem błonie UG, zanim grupa Muńka Staszczyka zaczęła grać w raczej złym humorze. Nie pomógł nawet sympatyczny powrót skm-ką z prawie całym składem Kiev Office (gdyż spotkałem Asię Kucharską i Krzyśka Wrońskiego, którzy również wracali z Juwenalii).
Na koniec kilka uwag odnośnie spraw organizacyjnych. Zupełnie nie wiem, po co komu didżej. Zbędny hałas pomiędzy kolejnymi koncertami, nie da się normalnie pogadać i w ogóle rodzaj puszczanej muzyki, to dla mnie zupełna porażka – jakieś techno, house, elektro… to się do niczego zupełnie nie nadaje moim zdaniem. Postarano się za to o dźwięk, jestem więc pozytywnie zaskoczony, że UG postarało się o jego jakość. Spodziewałem się pod tym względem chały, ale wszystko było dobrze wyważone i odpowiednio nagłośnione. Może i by znalazły się kwestie do poprawki, ale uważam, że było dobrze. Przesadzono moim zdaniem z ochroną – zbyt duża ilość, przeszukiwania, patrzenie na studenta jak na potencjalnego terrorystę. No kurde… czemu mam ochroniarzowi klucze od mieszkania pokazywać? Zabiję kogoś tymi kluczami? Gdybym wnosił szklaną butelkę, nóż… rozumiem, ale klucze? Coś tu nie w porządku, moim zdaniem, z tą ochroną. Kurde… klucze… dobrze, że nie kazał ich w depozycie zostawiać… albo co gorsza do naga się rozbierać, coby na pewno się upewnić, że nie stanowię dla nikogo zagrożenia.
I jeszcze wszędobylski smród spalenizny, dobijający zapach popcornu i zjełczałego tłuszczu… nie orientuje się zbytnio czy na każdych uniwersyteckich imprezach tego typu jest tak samo nędznie, bo nie sposób być na wszystkich (choć znam takich, co się ta sztuka udaje), ale z tego co mi wiadomo, nie na każdych tak jest. Mi osobiście, na Juwenaliach UG nie podobało się i szczerze mówiąc nie mam zbytnio ochoty wybrać się na nie w przyszłym roku, chyba, że wyjątkowo ściągną jakieś znacznie bardziej interesujące kapele.
A mi jedyna rzecz, która się nie podobała to krawężnik, o który ludzie w tym tłumie się cały czas wywalali.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to moim zdaniem Strachy Na Lachy dały kolejny dobry koncert i chwała im za to.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś lubi SNL to koncert na pewno był dobry, ja się męczyłem. Niestety
OdpowiedzUsuń