Bodaj najmniej oczekiwana premiera tego roku, jednej z najciekawszych obecnie grup parających się symfonicznym power metalem. Brazylijski Soulspell, czyli metalowa opera perkusisty Heleno Vale'a, właśnie wydał swoją trzecią płytę. Podobnie jak poprzednie skupia wokół siebie wielu znamienitych gości, a także nie sprawia zawodu.
Soulspell powstał w 2004 roku w Sao Paulo z inicjatywy perkusisty Heleno Vale'a. Założenie było proste: stworzyć metalową operę w duchu Rhapsody Of Fire czy Avantasii. Debiutancka płyta "A Legacy Of Honor" projektu została wydana w 2008 roku, a w jej nagrywaniu wzięli udział między innymi: znakomity basista i wokalista Tito Falaschi, który odszedł z grupy po wydaniu drugiego albumu zatytułowanego "The Labirynth Of Truths". Obie zebrały dużą ilość pozytywnych recenzji i opinii. Zapowiadany od jakiegoś czasu trzeci album swoją premierę miał w piątek, 12 października. Wśród gości znaleźli się między innymi Tim "Ripper" Owens, Blaze Bayley czy Markus Grosskopf.
Na trzecim albumie znalazło się dziesięć utworów utrzymanych w szybkich power metalowych tempach z dużą ilością soczystych gitar i melodii, klawiszowo-symfonicznych dodatków, bogatych aranżach i przeróżnych zestawieniach wokalnych. Wszystkie brzmią potężnie, epicko i podniośle jak na operę przystało. Oczywiście nie należy się po nich spodziewać, że nagle zostaniemy zaskoczeni jakimś nowym riffem czy kolejnym nowatorskim podejściem do tego grania. Nic z tego. Ta płyta to czysta konfenkcja, ale podana w sposób znakomity i dopracowany. Nie otrzymujemy na nim przesłodzonych i ckliwych melodii, sztucznego brzmienia i co najważniejsze nie czuć nudy, co często jest mankamentem tego typu grup, zwłaszcza debiutujących. Soulspell debiutantem już nie jest, ale nie spuścił z tonu, nagrał kolejny trzymający poziom album i umocnił nim swoją pozycję.
Spośród dziesięciu kompozycji ciężko wskazać tę najlepszą, najbardziej się wyróżniającą, bo wszystkie są wyśmienite i porywające, a dosłownie rzecz ujmując takie same. Podstawową różnicą jest jednak brak jakiekolwiek wstępu, jak miało to miejsce na dwóch poprzednich. Płytę otwiera numer tytułowy, zresztą najdłuższy, bo trwający dziewięć minut z sekundami. Na reszcie krążka znajdują się utwory o średnim czasie czterech, pięciu minut i jedna miniaturka trwająca około półtorej minuty ("From Hell"). Obok ogromnej ilości melodii, solówek i ostrzejszych zagrywek, znalazło się też miejsce na odrobinę spokojniejszych, bardziej klimatycznych, melancholijnych dźwięków, jak w wieńczącym płytę "Whisper's Isnide You". Żaden z utworów nie wyróżnia się, ani nie wybija ponad całość, jest spójnie i co najważniejsze słuchalnie, co niestety nie zawsze idzie w parze z tak rozbuchanymi płytami. Nie ma też w tym przypadku większego sensu opisywania każdego kawałka z osobna, bo o każdym musiałbym napisać mniej więcej tak samo, a to raczej zwyczajnie byłoby nudne, nawet dla samego piszącego, czyli w tym przypadku mnie.
Mocną stroną jest też oprawa graficzna, znów bowiem mamy okładkę na poziomie, choć wcale nie należącą do majstersztyków, która wpisuje się w klimat gatunkowy i całości płyty, a także nie popada w przesłodzone i przesadzone projekty graficzne, jakie czasami zdarzają się na tego typu wydawnictwach, często będąc nawet lepszymi niż same płyty. Utrzymana w baśniowej konwencji przywodzi na myśl te z ostatnich płyt Rhapsody Of Fire, Blind Guardian czy Firewind. Smok, który wygląda jak skrzyżowanie jakiejś oślizgłej ryby z ptaszyskiem i rycerz w obowiązkowej pozycji gardy, a wszystko utrzymane w pomarańczowo-złotych barwach. Gdyby jeszcze logo było bardziej finezyjne i mniejsze aniżeli zajmujące pół obrazka, byłoby jeszcze ciekawiej.
Dwie pierwsze były świeżym spojrzeniem na oklepaną niemal we wszystkie strony stylistykę, zwłaszcza dla tych nieco znużonych już niemiecką i włoską szkołą power metalu i w tej kwestii nadal nic się nie zmieniło. Płyty słucha się bardzo przyjemnie i jest ona znakomitą pozycja w swoim gatunku, zespołu bardzo interesującego. To płyta, obok której wielbiciele takiego grania na pewno nie przejdą obojętnie. Ci bowiem, którym podobały się poprzednie albumy, już nie projektu, a już najwyraźniej regularnego zespołu i którzy kochają podobne klimaty, nie będą jak sądzę zawiedzeni. Owszem, jest to też album jakich wiele, ale nie wszyscy potrafią nagrywać płyty tak znakomite i utrzymywać poziom kilka lat pod rząd. Jest to też wspaniały dowód na to, że jesień nie zawsze stoner i doom metalem stoi. Ocena: 7,5/10
English Excerpt:
Two previous albums of Soulspell were a new view for symphonic/power metal, especially for those bored in another one from Italy and Germany. This album is good to listen, but with no specialities in it, excerpt quests, for example: Blaze Bayley, Markus Groskopf or Tim "Ripper" Owens and of course, epic sounds, melody and huge pompatic production. Those who liked the first and the second album of Soulspell or lovers of genre, should like this one too. It is album like many others, but made with precision and in the same standard. It is also very good reason to say, that autumn is not only time of stoner and doom metal sounds. 7,5/10
Zdecydowanie nie podobaja mi sie takie połączenia orkiestrowo- symfoniczno- metalowe.
OdpowiedzUsuńGusta i guściki :)
Usuń